Dzisiaj na CarpeNoctem ukazała się moja recenzja "Trzeciego poziomu" Ulrucha Hefnera.
Pozytywnie mnie ta powieść zaskoczyła. Spodziewałem się, że rodowity Niemiec piszący o Ameryce umoczy, a jednak dał radę. Zgrabnie omijał tematy, z którymi mógłby sobie nie poradzić, koncentrując się na akcji, intrydze, opisach zmian pogody i kolejnych katastrof. A katastrofy i w skali mikro, i w makro jest sporo. A to łódź służb meteorologicznych, a to statek wycieczkowy, a to amerykańska wieś, a to Nowy Orlean. I Hefner tutaj nie zanudza, nie powtarza się i nie epatuje ckliwymi scenkami. Nie ma na to czasu, bo pędząca fabuła na to nie pozwala. Naprawdę dużo się dzieje. Co mi się podobało wymieniłem w recenzji, co mi się nie podobało zresztą też, ale i tutaj wspomnę. Maksymalnie wkurzał mnie moralizatorski wydźwięk większości rozmów na temat zmian klimatycznych i New Age'owe wtręty. Widać, że Hefner ma tutaj lekkiego bzika, ale jego redaktor powinien mu w pewnym momencie powiedzieć: "Dość!". Zainteresowanych odsyłam do recenzji. Naprawdę przyjemna powieść.
Kamila ostatnio zjechała "Uciekiniera" Kena Folleta i wychwaliła "Officium Secretum. Pies Pański" Marcina Wrońskiego. Szczególnie to ostatnie zapowiada się wybitnie smakowicie i nie mogę się doczekać, aż przebiję się przez kupkę swoich obowiązkowych lektur i się za to złapię.
Pozytywnie mnie ta powieść zaskoczyła. Spodziewałem się, że rodowity Niemiec piszący o Ameryce umoczy, a jednak dał radę. Zgrabnie omijał tematy, z którymi mógłby sobie nie poradzić, koncentrując się na akcji, intrydze, opisach zmian pogody i kolejnych katastrof. A katastrofy i w skali mikro, i w makro jest sporo. A to łódź służb meteorologicznych, a to statek wycieczkowy, a to amerykańska wieś, a to Nowy Orlean. I Hefner tutaj nie zanudza, nie powtarza się i nie epatuje ckliwymi scenkami. Nie ma na to czasu, bo pędząca fabuła na to nie pozwala. Naprawdę dużo się dzieje. Co mi się podobało wymieniłem w recenzji, co mi się nie podobało zresztą też, ale i tutaj wspomnę. Maksymalnie wkurzał mnie moralizatorski wydźwięk większości rozmów na temat zmian klimatycznych i New Age'owe wtręty. Widać, że Hefner ma tutaj lekkiego bzika, ale jego redaktor powinien mu w pewnym momencie powiedzieć: "Dość!". Zainteresowanych odsyłam do recenzji. Naprawdę przyjemna powieść.
Kamila ostatnio zjechała "Uciekiniera" Kena Folleta i wychwaliła "Officium Secretum. Pies Pański" Marcina Wrońskiego. Szczególnie to ostatnie zapowiada się wybitnie smakowicie i nie mogę się doczekać, aż przebiję się przez kupkę swoich obowiązkowych lektur i się za to złapię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz