wtorek, 9 grudnia 2008

Godzilla vs. SpaceGodzilla

Chciałbym jak najszybciej opisać to co zostało do opisania w serii Heisei, bo powoli wszystkie części zlewają mi się w jeden wielki obraz (część oglądałem ponad miesiąc temu). Korzystając więc z chwili wolnego postaram się dziś opisać pozostałe dwa filmy i trzasnąć jakieś krótkie podsumowanie. Niestety, "Godzilla kontra Kosmogodzilla" to spadek formy w stosunku do poprzedniej odsłony z Mechagodzillą i Rodanem. Nadal można się na niej nieźle bawić, więc nie było wielkiego zawodu, ale mogło być zdecydowanie lepiej.

Ku Ziemi leci... potwór. Wysyłają przeciw niemu Moguerę, fatalnie wyglądającego robota, który powstał ze złomu po Mechagodzilli i jak można się domyśleć, jako złom skończy. Moguera dostaje baty, a potwór zostanie później ochrzczony Kosmogodzillą. Monstrum powstało z rozwijających się w czarnej dziurze komórek Godzilli. Wygląda w zasadzie bardzo podobnie do niego, tyle że przyozdobiono mu plecy gigantycznymi kryształami w których magazynuje energię. W samym filmie zafundowano dwa wyjaśnienia skąd ów komórki wzięły się w kosmosie. Pierwsze, według którego komórki trafiły w przestrzeń na Mothrze i drugie, które tłumaczy ich obecność, wyparowaniem Biollante w atmosferę. Teoretycznie to drugie jest zupełnie niemożliwe, bo przybysze z przyszłości w "Godzilla vs. King Ghidorah" wymazali tą linię czasową. Nieważne. Kosmogodzilla trafia na wyspę, na której żyje sobie Godzilla z Juniorem. Malec podrósł, ale zafundowali mu taki wygląd, że nie wiadomo czy śmiać się (a raczej wyć ze śmiechu) czy płakać. Na plakacie po lewej widać jaki jest okropnie słodziutki. Wygląda jak zabaweczka z jajka z niespodzianką. Na wyspie znajdują się również ludzie, którzy przeprowadzają próby z wszczepieniem urządzenia umożliwiającego kontrolę na Godzillą. Oczywiście to nie zdziałało.

Wracając do najważniejszego - potwory walczą. Godzilla początkowo jakoś sobie radzi, ale chroniąc syna przed jednym z ataków Kosmogodzilli zostaje w końcu powalony. Temu drugiemu udaj się uwięzić Juniora i uciec. Ląduje w mieście Fukuoka i buduje sobie, tak jak Superman, kryształową fortecę. Muszę przyznać, że wśród tych wszystkich filmów z napieprzającymi się wśród wieżowców potworami w tym sceneria wypada naprawdę oryginalnie. Ludziom jednak taka dekoracja się chyba nie podoba i wysyłają do walki Moguerę. Ta próbuje trochę zająć przeciwnika, ale ponosi klęskę. Godzilla też raczej nie ma łatwo. Wszystkie kryształy, które wyrosły z ziemi potrafią robić również jako samonaprowadzające się rakiety, z czego Kosmogodzilla skrzętnie korzysta i wali nimi ile wlezie. Gdy udaje się odciąć jej dopływ energii, niszcząc jeden z wieżowców i kryształy z jej pleców robi się cienka jak sik komara i ginie od Red Spiral Atomic Breath.

Dostajemy film dość przeciętny. Przede wszystkim Moguera nie jest ciekawym przeciwnikiem. Wygląda żałośnie i we wszystkich swoich scenach jedyne co robi to śmieszy (na pierwszym plakacie można zobaczyć jak wygląda podczas lotu, jak nie lata wygląda gorzej). Drugim mankamentem jest Junior. Jego położyli niesamowicie. Na dokładkę mamy niezbyt interesująco wyglądającą walkę z Kosmogodzillą. Kryształy są oryginalne, miło zobaczyć coś nowego, ale mam wrażenie, że zrobiono w tym wypadku krok w wstecz. Sam scenariusz jest zjadliwy. Oprócz "potwornego" i "ludzki" wątek mają coś do zaoferowania. Telepatka Miki, która ma kontrolować umysłem Godzillię, zostaje porwana przez Yakuzę, by dla nich terroryzować Japonię (i pewnie cały świat) Królem. Fajny twist i mogłoby być całkiem ciekawie, tyle że planu nie udaje się zrealizować, a Miki zostaje odbita przez ukochanego. Ogólnie film ma sporo akcji, jakichś wielkich tragedii nie ma i można spędzić całkiem nieźle te sto minut z hakiem. Tak jak wspomniałem na początku akapitu - to po prostu przeciętniak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz