piątek, 19 grudnia 2008

Resident Evil 5

Miałem przyjemność sprawdzić w środę grę na japońskim demie, które pojawiło się w sieci (trzeba było spalić na płytę i odpalić na XO z na wszelki wypadek z odłączonym netem). I kurde bele maks, podobało mi się. Demko zawiera dwie dość trudne (jak dla mnie trudne) misje i przyznam się szczerze, nie udało mi się skończyć żadnej. Ta pierwsza dzieje się chwilę po egzekucji, którą obserwujemy z ukrycia. Zostajemy spostrzeżeniu i atakuje nas horda zombiaków z gigantem-katem na czele, który potrafi rozpłatać Chrisa i jego partnerkę jednym celnym ciosem topora. Zainfekowani wpieprzają się przez okna, drzwi, w końcu przez ścianę. Trzeba wytrzymać na placu do momentu, aż przyleci niejaki Kirk i nas uratuje (albo spieprzyć... nie jestem pewny, cały czas próbowałem wybić tam wszystkich i za każdym razem kończyłem z flakami na piachu). Zanim doczekamy się ratunku to wystrzelamy kilogramy pocisków - sieka jest bardzo konkretna. Druga część dema dzieje się chyba zaraz po, trzeba dobiec do miejsca katastrofy helikoptera Kirka. Tym razem atakują nas latające mutanty, musimy się rozdzielić z naszą partnerką i osłaniać ją z drugiego budynku przed falami atakujących zombie. Wisienką na torcie jest pojedynek z czarną wersją Leatherface'a, który swoją piłą z łatwością przechodzi przez Chrisa.

Nie grałem w tą super innowacyjną część czwartą, którą wielu uważa za najlepsze co wyszło w serii, więc, gdy po odpaleniu "Resident Evil 5" złapałem za pada zostałem bardzo mile zaskoczony. Sterowanie jest łatwe i przyjemne, pod jednym przyciskiem giwera, pod drugim kosa. Szybki dostęp do mapy i proste rozwiązanie ekwipunku (który olaboga! obsługuje się w czasie rzeczywistym!). Dobrze się celuje, ale co najważniejsze... jest cholernie dynamicznie i w końcu to przypomina prawdziwą epidemię! Od razu jesteśmy rzuceni na głęboką wodę. Atakujących są dziesiątki, a między kolejnymi headshotami trzeba jeszcze osłonić Shevę (partnerkę Chrisa), przeładować, podnieść amunicję, apteczkę i najlepiej spieprzyć gdzieś gdzie nie można nas osaczyć. Właśnie patrząc na to co działo się w demo sądzę, że dużo będzie się tam uciekać. Bardzo szybko dochodzi do tego, że wystrzelamy się ze wszystkiego, a czasu na machanie kosą jest za mało. Kolejnym plusem są te kontrowersyjne, czarne zombie i lokacje - afrykański trzeci świat jest po prostu idealną lokacją i bije na głowę ziejące nudą Raccoon City. Jest brudno, obskurnie i co chwilę można natrafić na coś obrzydliwego (np. na miejscową rzeźnię). Inteligencja Shevy stoi na niezłym poziomie. Babeczka celnie strzela, kiedy trzeba to sprzeda kopniaka uwieszonemu na szyi Chrisa zombiakowi, ale nie ma to jak drugi gracz. Świetnym więc dodatkiem wydaje się być tryb co-operacji i gdyby tylko był drugi pad, przechodzilibyśmy to demo z Grindem na split screenie. Jedynym mankamentem, który zauważyłem przy pierwszym spotkaniu są wyparowujące ciała. Trochę to cuchnie. No i ingerencja w otoczenie mogłaby być większa.
Grało się super, a filmiki z gameplay'a, które pojawiają się od jakiegoś czasu jak grzyby po deszczu, pokazują, że czekają jeszcze tony atrakcji. Demo piątki przywróciło u mnie sympatię do tej serii. "Resident Evil 5" na pewno gra zostaniem hitem, ale już totalną bajką byłoby gdyby twórcy urozmaicili sensownie tryby rozgrywki i dorzucili jakieś bonusy.

2 komentarze:

  1. Heh. Zazdroszczę Ci. Chętnie bym już w to zagrał. Kiedy w końcu wyjdzie najprawdopodobniej znajdę ostateczny argument przemawiający za kupnem current gena.

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja się pomęczę na blaszanym. ostatnio włączyłem sobie re4 i odrzucił mnie widok z kamery (może to tylko na początku tak jest). w połączeniu ze sterowaniem dało to dosyć toporną mieszankę do której trzeba się będzie jakiś czas przyzwyczajać. a bonusy w re5 będą będą ;) jeden ściśle związany z jill valentine...

    OdpowiedzUsuń