Dzisiaj będzie o parafrazie mitów greckich jakiej dokonano w trylogii "God of War". Może brzmi to nazbyt poważnie? Będzie po prostu o tym co w "God of War" fajne, z przyjemności jaka płynie z gry i to nie tylko ze względu na cycki i hektolitry krwi. Spróbuję też wystukać kilka słów na temat pewnej książkowej trylogii, która z powodzeniem reinterpretuje historię upadku Troi.
Jeszcze tydzień temu uważałem "Prince of Persia: Piaski Czasu" za najlepszą grę zręcznościową EVER! Koniec i kropka. Ostatnio zacząłem się jednak mocno zastanawiać nad zweryfikowaniem tej opinii, a to właśnie za sprawą GoWa. Nie stawiam go nagle na piedestale i obrzucam konfetti, po prostu dostrzegam największe wady PoPa. I chociaż Książę ma kapitalną mechanikę, jest świetnie zbalansowany, sterowania i ustawienia kamer są po prostu idealne... to jednak jest to strasznie prostą historią. Fabuła jest szczątkowa, a postaci które przyjdzie nam spotkać są aż... dwie i obie są ciekawsze od głównego bohatera, który jest rozpieszczonym i zarozumiałym dupkiem.
Natomiast seria "God of War", która tego wszystkiego co jest wyśmienite w PoPie nie ma, przynajmniej nie na takim poziomie, swoja fabułą, tymi wszystkimi postaciami, które gdzieś tam się pojawiają i przede wszystkim Kratosem (!) pozostawia naprawdę świetne wrażenie. Człowiek po obejrzeniu ostatniej sceny czuje się ukontentowany. Nie wiem kiedy mi się tak porobiło, ale fabuła zaczęła mieć dla mnie spore znaczenie, może nawet równorzędne z rozgrywką, szczególnie przy takich liniowych grach. A mimo, że mamy do czynienia z prostą naparzanką to fabuła prosta, czy może prostacka nie jest. Ale zacznę od lekkiej krytyki tej serii.
GoW ma dla mnie zasadniczą wadę: jedna ścieżka i bardzo zamknięte otoczenie. Rozumiem, że nie na każdą ścianę można się wspinać, ale nienormalnym dla mnie jest, że będąc na jakiejś platformie z jednej strony można spaść, a z drugiej napotykamy niewidzialną ścianę. Szkoda, że w trzeciej części, kiedy nie mieli już takich ograniczeń sprzętowych, z tego nie zrezygnowali. Gorzej, zamknęli niejednokrotnie możliwość cofnięcia się, chociażby przeskoczenia o platformę wcześniej. Druga sprawa to obrzydliwe sztywna kamera, która niejednokrotnie jest jedynym utrudnieniem i powoduje, że powtarzać musiałem zręcznościowy fragment gry kilka razy. Masa niepotrzebnej frustracji. I ostatnia - spadający z części na część poziom trudności. Tyczy się to i rozgramiania przeciwników, i zagadek, i elementów zręcznościowych. Jedynka na "normalu" była dla mnie - osoby odwykłej od grania - wyzwaniem, nie boję się tego napisać.Było ciężko głównie ze względu na walkę. Kolejne odsłony obniżały poprzeczkę, chociaż może to też kwestia tego, że nauczyłem się w końcu machać tymi łańcuchami, ale mam wrażenie magia i oręż stały się potężniejsze, a przeciwnicy słabsi. Trójkę skończyłem trzy razy szybciej niż jedynkę i nie sądzę, że była to krótsza gra. Zasadniczo jednak miałem pisać o dobrych stronach, więc koniec z psioczeniem.
Kratos, w którego skórę przyjdzie nam się wcielić, a losy prześledzić był przywódcą spartańskiego oddziału, który oddał swoje życie Aresowi. Przez boskie knowania, podczas grabieży jakiejś wioski, morduje swoją żonę i dziecko. Dręczące go przez dekadę koszmary i potrzeba zapomnienia, ucieczki od tego czynu staje się motorem napędowym jego poczynań w części pierwszej. Atena, z poparciem reszty Olimpu, postanawia owładniętego szałem mordu Aresa usunąć, a Kratos z nowo narodzonym pragnieniem zemsty wydaje się do tego idealnym narzędziem. W drugiej i trzeciej części nasz bohater już mści się na Zeusie, przy okazji eksterminując całą resztę jego rodziny.
Wpasowanie tej postaci w panteon greckich bogów i herosów naprawdę się twórcom udało. Ich interpretacja mitologii, często bliska, czasami daleka od znanej nam ze szkoły wersji, była zawsze oryginalna. Chociażby prze to jak coś doskonale nam znanego pokazano. Ta wizja przykuwała mnie do ekranu w równym stopniu, co szatkowanie antycznej fauny. Przykład: doskonale znany nam artefakt - Puszka Pandory. Puszka jak i sama Pandora, i powód dla którego Hefajstos ją stworzył, w grze wygląda zgoła inaczej niż w micie o Prometeuszu. Chociaż Zeus uwięził w niej zło, a Atena skrzętnie ukryła nadzieję, moc Puszki, wykorzystał Kratos. Dzięki temu zabija Aresa, a siły z niej uwolnione stają się motorem napędowym dalszej części historii. To jak spletli losy Ducha Sparty i Pandory, to jak upatruje on w niej odkupienia za śmierć córki, jak ostatecznie otrzymuje od niej rozgrzeszenie i siłę do dalszej walki - autentycznie mnie to wszystko wzruszyło. Przy tym nie było to przesadnie ckliwe i płytkie. Ale to tylko jeden z wielu takich przykładów. Kratosowi przyjdzie skrzyżować miecze z mitycznymi herosami: Herkulesem, Tezeuszem i Perseuszem. To on zakończy żywot Ikara i Prometeusza. By móc sięgnąć w Olimpijski Ogień przejdzie (inspirowany "Cubem") labirynt Dedala i wytłucze do nogi tytanów.
Spodobało mi się zakończenie trylogii. Można powiedzieć, że z Kratosa, który przez cały czas był egoistą i kawałem sukinsyna, robi się bohater z krwi i kości. Człowiek myśli sobie: "O dobro zatriumfuje.", tylko po to by za chwilę zobaczyć jak Kratos w dość charakterystyczny dla siebie sposób pokazuje tej wyśnionej wizji dobra "fucka".
Kończyłem grać w GoWa, a moje myśli uciekały w stronę trylogii o Troi Davida Gemmella, którą przeczytałem w zeszłym roku. Nie była to może wybitna seria. Stylem czy językiem autor nie urzekał, ale było to solidne militarne fantasy, ze świetnie opisanymi potyczkami morskimi, dynamicznymi pojedynkami i pełnych rozmachu wielkich bitew. Co przede wszystkim odróżnia te dwa dzieła (oprócz medium) to koncepcja świata. U Gemmella jest bardzo prosta - gościu wyciął całą fantastyczność ze starożytnej Grecji. Ogołocił ją z bogów, magii i mitycznych stworzeń - prawie jak Kratos. To co tak mocno zapadło mi w pamięć, to dość nowatorskie podejście do tematyki "Iliady", opowiedzenie doskonale znanych motywów na nowo, obdarcie postaci z ich chwały i walorów, uczłowieczenie tych największych. Wiem, że takie zabiegi nie przynoszą pisarzom chwały, ale Gemmellowi moim zdaniem się udało. Jego historia jest bardzo uwiarygodniona i uczłowieczona - i ma pewien mianownik wspólny z GoWem.
Mity jak i "Iliada" to utwory powszechnie znane i chyba powszechnie lubiane. Nawet najbardziej oporne jednostki podczas przerabiania mitów potrafiły się wciągnąć. Nie chcę wysuwać tez dlaczego lubimy mity, ale tak po prostu jest. Nie spotkałem nikogo kto by powiedział "To była najgorsza rzecz jakiej uczyliśmy się na polskim." Albo że woli "Lalkę". Wsiąknęły one w naszą kulturę, przemawiają do nas wszystkich tak samo. I "God of War", i książki Gemmella przyciągnęły mnie nowatorskim podejściem do mitologi (czy wojny trojańskiej). To tak jakby dalsze losy tych herosów, o których nigdy nie usłyszeliśmy, a o których pisaliśmy w wypracowaniach domowych. Dzięki Kratosowi możemy polatać na skrzydłach Ikara (z większym powodzeniem), zestrzelić rydwan Heliosa czy przespać się z Afrodytą (to na pewno nie znalazło się w wypracowaniu żadnego czwartoklasisty). W moim wypadku to, że mogę wypruć flaki z kilku centaurów czy wyrwać oko cyklopowi miało drugorzędne znaczenie, chciałem przede wszystkim zobaczyć co tam twórcy jeszcze wykombinują. I wykombinowali naprawdę dużo, zaskakując mnie co i rusz.
"God of War" to bardzo dużo brutalnej walki, przemoc - momentami naprawdę cholernie intensywna, ale też świetnie stworzona historia, a Kratos to prawie jak ostatni Czarnian. Jeżeli gdzieś ktoś się ostał, kto ma możliwość i w to nie gra, niech koniecznie nadrabia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz