Mija miesiąc od kiedy bawię się na swojej PS3 i myślę sobie, że warto skrobnąć, ku pamięci, kilka przemyśleń na ten temat. Bo konsola to naprawdę fajna rzecz, a ja prawie o tym zapomniałem.
Może zacznę od tego, że wypadłem z grania na dobre jakieś 5 lat temu. Przyczyny były różne, ale chyba najważniejszą był fakt, że blaszak nie nadążał - pecety niestety w astronomicznym tempie się starzeją, a przynajmniej wtedy starzały. Byłem zawsze raczej typowym graczem-pcetowcem: fpsy, rpgi i strategie, i nie myślałem te parę lat temu o konsolce w ogóle. Niestety kupiłem niezłej klasy sprzęt, by po 2 latach nie móc odpalić na nim żadnej, nowości. I to mnie trochę rozczarowało, rozsierdziło... na te kilka lat sobie darowałem wyścig zbrojeń, nie zainwestowałem w sprzęt ani złotówki. I chociaż gdzieś tam po drodze były plany, by kupić Xboxa, to się nie złamałem. Odpalałem z rzadka starocie, które przechodziłem już dziesiątki razy albo coś co mnie w połowie poprzedniej dekady ominęło. Emulowałem i odświeżyłem sobie tym samym część biblioteki z PSXa. Ale grałem naprawdę mało. Zdarzały się nawet półroczne okresy, gdy nie odpaliłem nawet Bejeweled. Głód emocji związanych z graniem cały czas istniał, siedział głęboko ukryty i zdawałem sobie z niego sprawę dopiero kiedy wracałem podchmielony od kumpla, gdzie katowaliśmy przez kilka godzin nowy Mortal Kombat albo dzień po imprezie z kinektem kiedy piwkiem leczyłem zakwasy.
Najpierw, jakoś zaraz po wylądowaniu w gipsie, swoja sonkę pożyczył mi Rychu. Mocno wsiąkłem w kilka tytułów i jakoś niespodziewanie nadarzyła się okazja. Stałem się posiadaczem PS3 i myślę sobie, że chociaż jesteśmy w połowie cyklu życiowego konsoli tej generacji, to i tak był to świetny zakup.
Olbrzymi plus za XMB - ten interfejs nie dosyć, że ładny to jest, przynajmniej dla mnie, strasznie intuicyjny i wygodny. Wszystko jasne i przejrzyste, sporo opcji, których jeszcze cały czas odkrywam i sprawdzam. PSStore to naprawdę świetne miejsce. Ceny czasem są dziwnie wysokie, szczególnie w przypadku dużych gier, gdzie bywają wyższe niż za wersje pudełkową - to może bardzo zniechęcić. Jednak jest sporo gier mocno przecenionych i widziałem kilka kapitalnych tytułów w cenie poniżej 20 zł. Dycha za takie kultowe (dla mnie) Front Mission 3, przy którym spędzi się spokojnie ponad 50 godzin (przy jednej rozgrywce, a przecież są dwa scenariusze!) to straszenie atrakcyjna cena. Jest to niewątpliwe bardzo wygodny sposób zakupów, chociaż mój bank robi kwasy i muszę bawić się niestety w prepaidy.
Mieszane uczucia mam względem pada. Wydaje mi się odrobinę za mały, a przecież nie mam wielkich dłoni. Kręcąc lewą gałką zdarza zahaczyć mi się kciukiem o kierunki, denerwują mnie tylne spusty, z których wiecznie spada mi palec. Ale uwielbiam SIXAXIS - uważam że to genialny wynalazek. Wielką zaletą jest, że nie muszę wymieniać w nim baterii tylko podłączyć pod usb żeby się podładował - to mega wygoda! Wiem, że każda liszka swój ogonek chwali, ale prawda jest taka, że ostatecznie wyżej oceniam pad od Xboxa - za lepszą ergonomię.
Natomiast jeżeli chodzi o gry i ekskluzywy to nie potrafię stwierdzić, która konsola jest lepsza. Nie grałem znowu w jakąś wielką ilość tytułów, chociaż koledzy mnie porządnie zaopatrzyli. Przebiegłem okiem po listach tytułów i brakuje mi chyba tylko serii Left4Dead, aczkolwiek liczę, że po sukcesie "Portal 2" ewentualna trójeczka pojawi się na sonkę.
Podoba mi się idea trofeów. Wydłuża to nie tylko żywotność gier, ale też zmusza trochę gracza do wysiłku. Takie ogólne spostrzeżenie, bawiąc się przez ostatnie kilka tygodni to, widać że gry są obecnie bardzo łatwe. Na średnim stopniu trudności przechodzi się gry bez specjalnego wysiłku. I nie mówię tutaj nawet o elementach zręcznościowych, które upraszczane są do maksimum i nie trzeba nawet specjalnie celować przed skokiem, a też o zagadkach logicznych, przy których kiedyś trzeba było się solidnie napocić i porządnie kojarzyć, a teraz dostaje się co i ruszy "hinty", aby przypadkiem nie spędzić na niej dłużej niż trzy minuty. Wchodzą w grę te trofea i pojawia się przed graczem jakieś wyzwanie. To czy chce skończyć fabułę i odłożyć tytuł, czy wrócić tam jeszcze raz i się trochę pomęczyć zależy od niego. I tym samym mamy różne drogi życia dla jednej gry.
DLC, jak wypadałem z tematu to czegoś takiego jeszcze nie było. Ciężko trochę się pogodzić z tym, że za część wyciętej fabuły z "Deus Ex: Human Revolution" będę musiał zabulić dodatkowo kilkadziesiąt złotych, szczególnie, że jakaś, dość ważny fragment historii mi umyka i chcę ją poznać. Z drugiej strony dodatkowe postaci, mapy czy kampania, która dzieje się gdzieś tam obok gry (jak w przypadku "Dead Island") są jakby idealne pod DLC - wydaje mi się że to całkiem fair wobec gracza.
Na razie tyle moich przemyśleń, spóźnionych względem tematu o jakieś 5 lat. Nie mam czasu, też pisać co tam skończyłem, bo wiecie... robię quest dla gildii złodziei w "Skyrimie", a tych jest pierdyliard.
DLC to najgorszy grzech ostatnich lat. Przykład: ostatnio zakupiłem Resident Evil: Operation Raccoon City. W grze mamy kampanię (7 misji) USS. Po miesiącu wyszedł dodatek (darmowy) pierwsza misja z kampanii spec ops. Za pozostałe 6 misji trzeba będzie zapłacić.
OdpowiedzUsuńSytuacja gdy DLC to jakieś stroje, dodatkowe bronie, mapka do multi, skórka do postaci i inne pierdoły dla zapaleńców są OK. Nie musisz tego mieć, żeby zapoznać się z całą historią zawartą w grze.
Natomiast kupno gry za 200pln gdzie po miesiącu okazuje się, że tak na prawdę kupiłeś połowę gry, a drugą połówkę musisz sobie dokupić. Jest chore i strasznie mnie wkurwia.
Ten przykład, jak i te inne akcje Capcomu z dodatkowymi fighterami do SF to naprawdę padaka.
Usuń