Ten blog ma być miejscem, gdzie mogę dawać upust swoim permanentnym, bądź też czasowym, fascynacjom. I właśnie jedną z takich fascynacji teraz przeżywam, a nie jest ona specjalnie związana z niczym, o czym wcześniej pisałem w tym miejscu. Także nie bądźcie zdziwieni. Od przeszło tygodnia jedno nazwisko jest dość często pojawia się podczas rozmów ze mną, a brzmi ono
Anthony Bourdain.
Kim jest Bourdain? Przez większość życia gotował i chyba nadal większość postrzega go jako kucharza. Reszta widzi go jako tego, któremu znudziło się bycie szefem kuchni i mieszanie w garach w jednej z najpopularniejszych knajp w Nowym Jorku, tego który ruszył w świat by opowiadać milionom ludzi przed telewizorem o kulturze, jedzeniu i kulturze jedzenia na świecie. Ale po kolei. Facet w połowie lat 90tych zaczął pisać. Najpierw kryminały, później książki kulinarne i artykuły do gazet. Można powiedzieć, że na pisaniu zdobył popularność. Cały czas gotując powoli stawał się gwiazdą. Zaczęto zapraszać go do programów, na wykłady, dostał również swój program w telewizji - "A Cook's Tour" w Food Network. Jeździł po świecie, pokazywał swoje ulubione jedzenie. Obecnie prowadzi kolejny, z tym że w Travel Channel - "
Anthony Bourdain: Bez rezerwacji", i osobiście uważam go za najlepszy program podróżniczo-kulinarny. Facet jest kucharzem celebrytem i mimo że dla wielu z Was to brzmi naprawdę dziwnie, zapewniam - warto zapoznać się z tym co ten facet robi.
Programy kulinarne były zawsze. Odkąd sięgam pamięcią ktoś coś gotował w weekendy. Teraz każda polska stacja ma jednego, dwóch albo nawet i trzech kucharzy na swoich usługach. Pokazują jak kroić, smażyć, gotować i doprawiać. Formuły minimalnie się różnią - gotujemy z jakąś gwiazdą, gotujemy w domu, w restauracji, za granicą. Jest tego tyle, ale autentycznie nie jestem w stanie obejrzeć żadnego. Myślę, że jest to kierowane do ludzi, którzy przede wszystkim gotują, a nie do tych których interesuje jedynie to co już jest na talerzu (czyli do mnie). Zimą pojawiły się w ramówce TVNu "Kuchenne rewolucje", gdzie Magdalena Gessler pomagała restauracjom w kłopotach. To kolejna produkcja z serii naprawiamy/remontujemy ci: dom, mieszkanie, kuchnie, auto, motocykl. Przyznam się szczerze, że od pierwszego odcinka polubiłem i konwencję, i prowadzącą, i polski klimat. Do tego stopnia, że gdy wyemitowano ostatni odcinek i zostałem skazany na same powtórki, rzuciłem się na amerykańską wersję. I to był w sumie błąd, chociaż utwierdziłem się w tym, że nasza wersja jest fajniejsza. "Kitchen Nightmares" prowadzi kolejny kucharz o statusie mega gwiazdty - Gordon Ramsay. Tego Brytyjczyka Amerykanie chyba pokochali na równi z jego rodakami, bo prowadzi niezliczoną ilość programów. Jego "Kitchen Nightmares" jednakże nie do końca mi się podobało. Przede wszystkim cholernie kole w oczy, że wszystko tam jest wyreżyserowane (nie żeby w Polsce nie było), a każdy odcinek jest zbudowany wg tego samego schematu. Druga rzecz, która przeszkadza... Ramsay to mega cham. Wyzywa od najgorszych wszystkich, którzy mu się nie podporządkują... (a w każdym odcinku jest taka osoba) i co najgorsze, oni podczas tych jego tyrad słuchają go jak świnia grzmotu. Z ciekawości obejrzałem jeszcze dwa odcinki amerykańskiego reality show "Hell's Kitchen", które również on prowadzi i stwierdziłem, że mam dość tego dupka. Gordon Ramsay autentycznie zniechęcił mnie swoim prostactwem i odętą gębą do wszelkich kucharzy i programów około kulinarnych.
I pewnie trwałbym w tym przekonaniu, ale
Kamila dostała na urodziny "
Kill grill. Restauracja od kuchni" Bourdaina właśnie, i wychwaliła do mnie tą książkę kilka razy. Wcześniej oczywiście mówiła i o jego programie, w zeszłą niedzielę się nawet dowiedziałem, że się w nim podkochuje, także tym bardziej dziwne, że jakoś ta postać i ten fakt mi umknęły. Wiedziałem, że "Kill Grill" jest fajne, a że miałem po dziurki w nosie beletrystyki zabrałem go ze sobą i... zacząłem czytać już w drodze powrotnej (a wracałem pieszo). To autobiografia, poradnik, wyznania kucharza... ale na pewno nie książka kucharska, mimo iż to spojrzenie na gotowanie oczami osoby, która siedzi w tym od lat i która kocha to robić. Co jest zadziwiające, Tony bardzo szczerze opisuje początki i kolejne lata, które spędził mieszając zupy, piekąc mięso i krojąc warzywa. Restauracyjne kuchnie, które opisuje to miejsca pełne degeneratów, wykolejeńców i psychicznie chorych osobników, którzy trafili tam, bo nigdzie indziej nie pasują. Kucharze chlają, ćpają, kradną, a on razem z nimi. Opowiada o przekrętach, uzależnieniu, podkupywaniu personelu i pracowaniu u mafii. Ale są też jasne strony - przyjaźń, lojalność, szczerość i oddanie. Bo Tony kocha jedzenie. Objawia się to w pasji z jaką rysuje przed czytelnikiem obraz każdego dania wychodzącego z restauracyjnej kuchni i każdego składnika składającego się na nie. Cieszy go, gdy jedzenie wychodzące na sale cieszy się uznaniem i ludzie wracają po więcej. I muszę przyznać że facet pisze o tym świetnie. Jest zabawny, samokrytyczny, nie nadyma się i nie stawia ponad innych - chociaż pokora której nabrał, jak sam wspomina, przyszła z wiekiem. Do tego potrafi zainteresować tematem. Nawet nie sądziłem, że tak wsiąknę. Że będę z wypiekami na twarzy czytał o tajnikach zamawiania jedzenia czy rozmowę kwalifikacyjną. Na motywach tej książki powstał 13 odcinkowy serial "
Kill grill" z
Bradleyem Cooperem w roli Bourdaina (z tym że Jacka) i już się nie mogę doczekać, aż się do niego dorwę.
A teraz wsiąkłem w "
Anthony Bourdain: Bez rezerwacji". Pochłaniam kolejne odcinki z maniakalną wręcz manią. Formuła jest taka: każdy odcinek to nowe miejsce (kraj lub region), który odsłania swoje tajemnice przed Tonym. Proste? Może i tak, może to przypomina Makłowicza, ale efekt jest piorunująco inny. Lepszy. Prowadzący nie zachowuje się jak wszechwiedzący, nie zamęcza widza historią i faktami z przewodników turystycznych. Można powiedzieć, że stoi na równi ze swoją widownią, bo często o tym co go spotka nie ma zielonego pojęcia. Jest głodnym poznania świata turystą, tyle że nie trzyma się hotelowej restauracji i wycieczki z przewodnikiem. Jedzie do dżungli, żeby spróbować kuchni jakiegoś malezyjskiego plemienia, chodzi z "tubylcami" po ulicach żeby znaleźć najlepsze knajpki. Nie boi się jeść w małych, ulicznych straganach i zachęca do bycia odważnym i otwartym na nowości. Spotyka się z ludźmi i rozmawia o ich domu, rodzinie, wspomnieniach i tradycji. Nie stroni od alkoholu i świetnie się z nimi bawi na wielkich popijawach. Swój program okrasza zabawnymi, ale również i momentami bardzo mocnymi komentarzami, które pasują bardziej do amerykańskich stand-upów niż programu podróżniczego. Jest też czarny humor, w dużych ilościach. Bo jak uważa, gdzie jest mięso tam jest czarny humor. A u Bourdaina mięsa jest bardzo dużo i do tego pokazują wszystko - łowienie ryb i owoców morza, zabijanie świnki (nawet tej morskiej), oprawianie dzika, porcjowanie dziesiątek gęsi, mięsną giełdę i owcze przysmaki z dalekiej Islandii. Czasem mnie to rusza... ale jestem w stanie mu to wybaczyć, bo nie zabija zwierząt ku ucieszy telewidzów, ale dlatego, że ludzie z którymi właśnie przebywa np. na kole podbiegunowym, akurat codziennie polują na foki.
Największym plusem "Bez rezerwacji" jest bezapelacyjnie Anthony Bourdain. Zabytki i widoczki można obejrzeć z każdym innym dziennikarzem-podróżnikiem. Ale jego dowcip, filozofia, usposobienie do świata i podejście do życia jest nie do podrobienia. Ten facet tryska dobrym humorem, nawet jeżeli męczy go gigantyczny kac po całonocnej libacji. I co jeszcze jest fajne... twórcy starają się urozmaicić każdy program, a że Bourdain zna nie tylko setki potraw to mamy nawiązania do "Lśnienia", "Las Vegas parano", "Czasu apokalipsy", "Rodziny Soprano" czy filmów z Bondem (i dziesiątek innych filmów, książek i postaci).
I żeby nie być gołosłownym, Tony swoim otwartym na nowości otworem gębowym, naprawdę zachęca do nowych smaków. Wczoraj sięgałem ze smakiem po sałatkę z tuńczykiem i ser pleśniowy, których wcześniej unikałem, a teraz... zakochałem się w tych smakach!