Na CarpeNoctem ukazała się moja recenzja "Infekcji" Scotta Siglera. Ten romans horroru spod znaku splatterpunka i techno-thrillera jest całkiem fajny, chociaż nie do końca udany. Sigler początkowo ciągnie wątek naukowy całkiem nieźle i sądziłem że to może być coś w stylu powieści Michaela Crichtona, ale się przeliczyłem. Dość szybko to urywa i skupia się na popadającym w paranoję futboliście. Zamknięty w mieszkaniu i wycinający sobie kawałki mięsa olbrzym, przywodził mi trochę na myśl, uwięzionych na szczycie piramidy turystów z "Ruin" Scotta Smitha. Jest też SF i też to trochę potraktowane po łebkach. Ciężko tą książkę jednoznacznie zakwalifikować gatunkowo. Ale nie jest zła, a początkowo na taką lekturę się nastawiałem. Okładka nie powala, ale wydanie całkiem fajne. Zainteresowanych odsyłam na stronę.
Jakoś ciężko mi się tą recenzję pisało. Pewnie czytając ją, można to poczuć. Wybitnie wyszedłem z wprawy (o ile kiedykolwiek ją miałem), bo pisanie na bloga idzie zdecydowanie łatwiej. Zdecydowanie fajniej spisała swoje wrażenia po lekturze "Zimowych zjaw" Kate Mosse Kamila.
Jakoś ciężko mi się tą recenzję pisało. Pewnie czytając ją, można to poczuć. Wybitnie wyszedłem z wprawy (o ile kiedykolwiek ją miałem), bo pisanie na bloga idzie zdecydowanie łatwiej. Zdecydowanie fajniej spisała swoje wrażenia po lekturze "Zimowych zjaw" Kate Mosse Kamila.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz