sobota, 9 lutego 2008

Dwie samotne siostrzyczki

"The Pearce Sisters"


Tym razem bezbłędna, makabryczna krótkometrażówka z Wielkiej Brytanii.
opowieść o dwóch siostrach, które żyją sobie gdzieś na odludziu. korzystając z dobrodziejstw morza, łowią i wędzą ryby, a rutynowe prace takie jak zbieranie drewna czy obrabianie mięsa przerywają im co jakiś czas wyprawa ratunkowa bądź popołudniowa herbatka.
Przyznam się, że "The Pearce Sisters" zrobiło na mnie spore wrażenie. Animacja cholernie niepokojąca, straszna na swój własny sposób. Pokuszę się o stwierdzenie, że nawet momentami dość mocno przytłaczająca swoim "gęstym" klimatem. Dziewięć minut pełne grozy, osamotnienia, izolacji, zimna i obrzydliwości. Reżyser, Luis Cook, zaserwował na prawdę mocną rzecz. Na myśl samo przychodzi porównanie do "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną".
Lubię takie rzeczy.


czwartek, 7 lutego 2008

Wytężanie mięśnia muzycznego

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w odległej Ameryce, portal, z którego można ściągać muzykę - Virgin Digital stworzył fantastyczny quiz. Na obrazku, w zgrabnym kolażu, ukryto nazwy 70 wykonawców muzyki popularnej (pop, rock, rap, metal). Quiz zdobył natychmiastową popularność. W sumie się nie dziwię.


Pewnie większość już dawno to rozwiązała i zapomniała. Ja wyhaczyłem to dopiero dzisiaj. Oddawałem się mojej ulubionej rozrywce, czyli zwykłemu klikaniu w kolejne linki, taka odskocznia od nauki, która potrafi zająć pół dnia. Jako, że nie jestem specjalnie umuzykalnioną osobą i w mojej wiedzy z muzyki rozrywkowej są braki, to mam olbrzymie problemy z rozszyfrowaniem wszystkich zagadek. Na pierwszy rzut oka zobaczyłem dwa goryle (Gorillaz), białego zombie (White Zombie) i królową (Queen). Zostało jeszcze 67. Ja łącznie znalazłem z 25. Niektóre przypadkowo, nad innymi ostro główkowałem, a przy innch dostałem podpowiedź, bądź gotową odpowiedź od Kamilki, z którą to rozwiązuję. Powodzenia.

Zaraz przypomniała mi się halloweenowa zabawa od M&M's.

Pod linkiem rozwiązanie.

środa, 6 lutego 2008

Ricky Martin wrogiem ludzkości

"In God We Trust"



Krótkometrażówka Jasona Reitmana, twórcy "Dziękujemy za palenie" i walczącej w tym roku o Oskara "Juno". Bardzo przyjemna, wywołująca uśmiech historia z przesłaniem. Warto poświęcić sześć minut i obejrzeć.

Przy okazji ten krótki filmik przekonał mnie do dalszego kontaktu z twórczością Reitmana, bo szczerze mówiąc do "Juno" mnie nie ciągnęło.

niedziela, 3 lutego 2008

Projekt: Pavel

Pavel ruszył z podobną inicjatywą co flcl. Cieszy mnie to bardzo. Na pierwszego, pełnowartościowego posta poszedł "Projekt: Monster". Sam filmu jeszcze nie widziałem, obejrzę dopiero w nadchodzącym tygodniu, i wtedy ustosunkuję się do tego co Pavel napisał, ale już teraz muszę zwrócić uwagę, że Ameryka ma kilka swoich wielkich potworów. Ostatnio nawet jednego wskrzesił Peter Jackson.

Na dowód wrzucam top dziesięć wielkich filmowych potworów. Bardzo ciekawe zestawienie (i cholernie zabawne kometnarze twórcy).


f-log Pavla
strona oficjalna "Projektu: Monster"

sobota, 2 lutego 2008

Top Ten 2007

Obiecałem, że zrobię takie top10 najlepszych książek, które udało mi się przeczytać w ubiegłym roku. Ustawiczny brak chęci bądź czasu spowodował, że podsumowanie umieszczam na początku lutego, a nie na początku stycznia (tak jak powinno to normalnie wyglądać).

10.) "Najlepsze, co może przydarzyć się rogalikowi" Pablo Tusseta. Książka wręcz olśniewa swoim oryginalnym językiem, humorem i bezpardonową narracją głównego, wiecznie dowcipkującego bohatera, którego jedynymi zmartwieniami są: czym się upić, co zjeść i kiedy przypalić. Jego filozoficzne wywody, cięte komentarze i opisy alkoholowych eskapad to jak dla mnie esencja tej książki. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że ten krótki fragment z życia wielkiego, spasionego obiboka jaki opisano w powieści, przysłania scenariusz. Sama intryga zapowiadała się smakowicie. Najpierw zaginięcie brata, później zamach na życie ojca. Im dalej tym ciekawiej: śmierć prywatnego detektywa, luksusowy burdel, gdzie można zaspokoić najdziwniejsze fantazje i uprawiać najgorsze perwersje i pościg. Niestety rozwiązanie zagadki i samo zakończenie książki są całkowicie niesatysfakcjonujące. Pozostaje lekki niesmak i wrażenie, że autor z lekka spieprzył sprawę. Zamiast pozycji genialnej, dostajemy tylko jedynie dobrą powieść.

9.) "Nauka Świata Dysku". Książka napisana przez: Terry'ego Pratchetta, Iana Stewarta i Jacka Cohena. Powstanie wszechświata, układu słonecznego i naszej planety. Zasady fizyki, pierwiastki, cząsteczki. Początki życia i upływające spokojnie kolejne miliony lat. To wszystko z perspektywy czarnoksiężników z Niewidzialnego Uniwersytetu, z udziałem dzielnego Rincewinda i Bagażu. Książka przezabawna i wciągająca jak żaden podręcznik do fizyki. Kwestie naukowe przedstawione w sposób, który nie dość, że zrozumie je osoba, która nigdy radziła sobie z przedmiotami ścisłymi, geologią i historią naszej Ziemii, to zaciekawią kogoś doskonale obytego z tematem. Pełna humoru, zabawnych anegdot i specyficznego klimatu, który odnaleźć można tylko i wyłącznie w książkach Pratchetta lektura. Mocno się różni od typowych powieści ze Świata Dysku, ale właśnie tą innością zasłużyła sobie na miejsce dziewiąte.

8.) "Chłopaki Anansiego Neila Gaimana. Jego wyobraźnię ogranicza wyłącznie kosmos i potwierdza się to za każdym razem, gdy sięgam po coś jego autorstwa. W przypadku tej książki doznałem lekkiego rozczarowania. To dobra powieść, napisana świetnym językiem i pełna gaimanowskiego humoru. Czytało się ją cholernie przyjemnie. Niestety jak dość często się zdarza, zawodu doznałem przy końcówce. Spodziewałem się większej magii, mistycyzmu, tajemnicy. Chociażby trochę fajerwerków. Wszystko to zbyt optymistycznie się potoczyło i jak dla mnie to trochę taki ten happy end, zbyt happy wyszedł Neilowi. Wrażenia ogólne gorsze niż w przypadku kapitalnych "Amerykańskich bogów", jednak pod względem humoru, to i tak pierwsza liga. Postać Małpy, atak flamingów, rozmowa Charilego i strażnika w areszcie czy chociażby ta limonka rozkładają na łopatki.

7.) "Mag" Jeffery’ego Deavera. Mając w pamięci mrocznego, filmowego "Kolekcjonera Kości" myślałem, że "Mag" będzie utrzymany w podobnym klimacie - taki thriller kryminalny. Okazało się trochę inaczej. Dostałem raczej mocną sensację o zabarwieniu kryminalnym. Największym atutem powieści (która podobno jest wyjątkiem w całej serii) jest nie zagadka, ale galopująca akcja i jej zwroty co kilka stron. Intryga jest ciekawa, bo i temat iluzjonistów w 2007 roku był modny (filmowy "Prestiż" i "Iluzjonista"), więc książkę czytałem z przyjemnością. Autor pisze bardzo sprawnie, ciekawie. bez przesady przy opisach poczynań kryminalistyków i z odpowiednią dynamiką, w scenach gdy ta jest wymagana. Kłopot z czytaniem od środka serii jest zawsze taki, że dostajemy postaci, o których praktycznie nic nie wiemy, bo wcześniej było już o nich pisane nie raz. Tak jest i w "Magu", słabo poznajemy głównych bohaterów i tym samym kiepsko się z nimi zżyłem. Jednak lektura spełniła swoje zadanie. Zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejną książkę Deavera. Może tym razem wezmę się za ten cykl jak trzeba, czyli od początku.

6.) Zbiór "Dark Water" Kojiego Suzuki, który opisałem tu już wcześniej. Swoją oryginalnością zasłużył sobie na to by znaleźć się w tej dziesiątce.

5.) "Tortilla Flat" Johna Steinbecka. Pierwsza i jak do tej pory jedyna powieść tego nagrodzonego literackim Noblem autora jaką miałem przyjemnośc czytać. "Tortilla Flat" urzekła mnie swoim letnim klimatem, senną narracją i postaciami prostych utracjuszy, których przemyślenia tak do końca wcale nie są proste. W chwili zadumy po lekturze wszystkie mądrości, które Steinbeck sprawnie wrzucił w tą króciutką powieść wydają się mieć charakter ponadczasowy, uniwersalny. Sam książkę odebrałem jako totalną krytykę konsumpcyjnego trybu życia i pogoni za pieniędzmi, ale doceniłem dopiero z czasem. W zasadzie to najpoważniejsza lektura zeszłoroczna.


4.) "Ruiny" Scotta Smitha. Dopiero druga książka autora, a kapitalny debiut na polu survival horror. Jest to powieść rewelacyjna pod względem poprowadzenia fabuły i prawdziwy majstersztyk językowy. Napisany w bardzo ciekawy sposób. Czterech narratorów i każdy relacjonuje kolejno wydarzenia, w sposób dla siebie charakterystyczny. Sporo ciekawych zabiegów stylistycznych powoduje, że "Ruiny" już podczas czytania zdają się być pozycją inną niż wszystkie. Książka straszna, krwawa, przejmująca, smutna i mimo, że w zasadzie nieprawdopodobna to jednak cholernie prawdziwa. Smith stworzył potwora doskonałego, takiego który oprócz tego, że sam jest zły budzi zło w bohaterach. Oprócz strachu wyzwala szaleństwo. Jest śmiertelnie skuteczny, bardziej niż wszelkie dotychczasowe potwory razem wzięte. Pierwsze sto pięćdziesiąt stron lekko nudnawe, ale kolejne trzysta pięćdziesiąt jest już kapitalne.

3.) "Ostatni rejs ‘Fevre Dream’" George’a R. R. Martina. Autor raczej znany z fantasy (ponoć jeden z jego cyklów to kanon jeżeli chodzi o tego typu literaturę), napisał horror o wampirach pływających parowcem po Ameryce w przeddzień wojny domowej. Horror wyszedł pierwsza klasa, a sceneria w której Martin zdecydował się umieścić akcję po prostu urzeka. Kolejnym atuty to: świetna wizja wampirów (nie jakieś pasożyty, nie zniewieściali kochankowie, ale prawdziwa pradawna rasa), sporo makabrycznych scen, świetne, bardzo plastyczne opisy, no i narastająca z każdą kartka groza. Taka klasyczna, cholernie przyjemna dla fana opowieści z dreszczykiem. Kolejny plus to nawet zaskakujące zakończenie. Jak dla mnie jedna z najlepszych powieści jeżeli chodzi o wampiry, ale przyznaję się, Rice nie czytałem.

2.) "Nigdziebądź" Neila Gaimana. Po raz drugi w zestawieniu Anglik, który uważa się za Amerykanina. Po lekturze stwierdziłem, że "Nigdziebądź" to arcydzieło współczesnej fantastyki. Teraz, a minął już prawie rok nadal tak uważam. Kolejny raz mogę tylko rzucić kilka oklepanych tekstów o fantastyczności świata który wykreował Gaiman, o niesamowitym humorze i o cholernie fajnych postaciach - szczególnie czarnych charakterach. Gaimanowi udało się mnie momentami zaskoczyć obrotem spraw. Szczególnie jeżeli chodzi o Tego Co Pociągał Za Sznurki. "Nigdziebądź" ze swoją oryginalną mitologią stawiam na równi z całym Sandmanem. Świetna powieść.


1.) "Tracę ciepło" Łukasza Orbitowskiego. Najlepsze co w zeszłym roku czytałem (no może poza wiadomościami od mojej ukochanej). Bardzo oryginalna, świetnie napisana, z kapitalnym humorem, bezbłędnymi, choć czasami bardzo ostrymi pointami i parą dobrze skonstruowanych głównych bohaterów (a i cała reszta pozostałych wcale gorsza nie jest). Mimo, iż zdaję sobie sprawę, że trochę jej do arcydzieła literatury brakuje (i wątpię żeby w zamyśle autora "Tracę ciepło" miałby być takim arcydziełem), to jednak z kilku względów znalazła się na miejscu pierwszym. Przede wszystkim piękna historia męskiej przyjaźni, a przy okazji kapitalny horror. Od bardzo długiego czasu, żadna książka mną nie "potargała". Tej się to udało. Wyróżnia się w zasadzie wszystkim na tle rodzimych powieści grozy. Tak sobie myślę, że gdyby Orbitowski urodził się w Ameryce, to teraz goniłby swoimi książkami Kinga w rankingach sprzedanych egzemplarzy. Mam wrażenie, że w Polsce fandom jeszcze albo prozy (czasami pełnej wulgaryzmów i dosadnie pokazywanej rzeczywistości) Orbita nie poznał albo się jej boi. Dla mnie "Tracę ciepło" powinno dostać Zajdla.



Wszystkie książki, które tu wymieniłem i które tak pokrótce opisałem są warte zakupu, a jeżeli nie zakupu to lektury. Za pożyczenie Gaimanów dziękuję Rychowi i Infiemu. Za polecenie i pożyczenie trzech innych z tej dziesiątki dziękuję mojej Kamilce. Dziękuję Ci też Kochanie za wspólne czytanie "Ruin" i piękny prezent, który okazał się jedną z najlepszych książek jakie w życiu czytałem.