czwartek, 12 sierpnia 2010

Incepcja

Zawsze gdy idę do kina, czuję lekkie podniecenie. Oczekuję czegoś, co obecnie zdarza się rzadko. Liczę, że na filmie, na który się wybrałem, poczuję... "magię". No właśnie. Nie wiem czy czuliście się kiedyś podobnie, nawet niespecjalnie się nastawiam na to, że mnie zrozumiecie. Bo ciężko nazwać mi to uczucie, to trochę jak motylki w żołądku kiedy myśli się o swojej sympatii. Dawniej, kiedy jeszcze w kablówce nie było kanału filmowego, kiedy internet był tylko pustym i niezrozumiałym tworem, a na najnowsze kasety video były zapisy, kino było względnie tanie. Można było sobie pozwolić na kilka wyjść miesięcznie, nawet bez proszenia mamy o dodatkowe pieniądze, wystarczyło zwykłe kieszonkowe. Pamiętam, że w moim mieście, kino Tomi, starsze filmy grało za jeden, a nowości za cztery złote (później podnieśli cenę o złotówkę). Bywałem tam nawet dwa razy w tygodniu. I trafiały się takie obrazy, które przenikały mnie na wskroś, urzekały. Potrafiły mną zawładnąć, siedzieć tygodniami w głowie. I gdy o nich myślałem czułem w sobie to uczucie. Czułem magię. Teraz dużo rzadziej idę do kina, ale paradoksalnie oglądam i tak więcej filmów. Niezmiernie rzadko się zdarza, żebym to poczuł na nowych produkcjach. Filmy są fachowo nakręcone, kapitalnie zagrane, są śmieszne, są straszne, mają świetną oprawę..., ale brakuje tam czegoś. Nie ma tam magii, iskry... nie da się nimi zachłysnąć.

"Incepcja" Christopera Nolana jest na szczęście filmem, którym można się zachłysnąć. To właśnie przez takie produkcje jak ta kocham, oglądam i piszę o filmach, właśnie na takie produkcje uwielbiam chodzić do kina. I właśnie dzięki "Incepcji" wierzę jeszcze w ten cały przemysł filmowy. Wierzę, że zostało miejsce na takie filmy, na takie historie i na takie oryginalne światy. Według mnie "Incepcja" daje potężnego kopa współczesnemu kinu. Kopa na otrzeźwienie i ogarnięcie się. Od lat jesteśmy zalewani kolejnymi remake'ami. I chociaż nie jest to zjawisko nowe (istnieje w zasadzie od początku Hollywood) o tyle teraz poziom odnawiania wyraźnie spada. To samo tyczy się sequelów. Wytwórnie rozumieją, jak olbrzymie pieniądze kryją się wokół samych filmów i tak produkcje typu "Transformers" czy "G.I. Joe", a także ekranizacje komiksów i wszystko inne co może pociągnąć za sobą franchise, dostaje gigantyczne pieniądze. Także oryginalny pomysł, skomplikowany scenariusz i brak możliwości rozwinięcia marki, a i prawdopodobnie nakręcenia kolejnych części zabija lwią część ciekawych pomysłów. Nie wiem ile Nolan wychodził, żeby dostać pieniądze na "Incepcję", może "Mroczny Rycerz" ugruntował mu pozycję na tyle, że może tworzyć swoje w pełni autorskie projekty i rozwijać się w stronę którą chce. Nie wiem. Za sam fakt, że ten film wygląda jak wygląda, należą mu się brawa. Moje serce się cieszy, że może wkrótce reżyserzy będą dostawać podobną swobodę, fundusze i kredyt zaufania. I mam nadzieję, że "Incepcja" Nolana będzie taką ideą, którą zaszczepi się poprzez incepcję Hollywood.

"Incepcji" nie nazwałbym arcydziełem - trochę jej brakuje. Jednak to co zobaczyłem było cholernie bliskie temu co uznaję za "idealny film". Należę do tych, którzy załapali fabułę i zrozumieli w pełni końcówkę. Moje małe wątpliwości co do istoty limbo rozjaśniło 30 sekund rozmowy z kolegą. I nie pisze tego żeby się chwalić. Budowa scenariusza, jego pozorne skomplikowanie poprzez kolejne warstwy jest moim zdaniem zrobione świetnie. Ale nie mogę nie zauważyć lekkiego chaosu w narracji, może nawet kilku rys i skaz. Wszystko można wyłapać, ale trzeba przyznać, że Nolan rzuca widza z miejsca na głęboką wodę i jeżeli nie skupimy się od pierwszych minut na tym co oglądamy, to później może być ciężko. Nie ma tutaj pozornie nieważnych elementów, bezsensownie wypełniających klatki dialogów. Wszystko ku czemuś prowadzi. Urzekła mnie w "Incepcji" kreacja świata, ale wydaje się, że pewne rzeczy zmuszają widza do naciągania faktów na korzyść filmu. Z drugiej strony jednak miejsce, w którym się to wszystko dzieje, pozwala na nieograniczoną wręcz inwencję twórczą i dowolność w kształtowaniu... no właśnie! Wszystkiego! Także nie ma się co czepiać, że nolanowska wizja "świata snów" nie podlega takim prawom jakie chcielibyśmy, żeby obowiązywały.


Już w debiutanckiej krótkometrażówce reżyser dotykał tematu postrzegania rzeczywistości przez człowieka i pewnych obsesji wynikających z tego. W każdym kolejnym filmie gdzieś ta tematyka jest poruszana. Tutaj jest to poprowadzone po mistrzowsku. I jak lubię DiCaprio, cenię jako świetnego aktora, to jednak Cobb, z nawiedzającą go wizją zmarłej żony strasznie mi przypominał Teddy'ego Danielsa z "Wyspy tajemnic". Dom Cobb to fajna postać. Jak przystało na Leo jest bardzo dobrze zagrana, ale nie mogę się pozbyć tego wrażenia po seansie, że coś podobnego w tym sezonie już widziałem. Poza DiCapiro, jakoś nikt się specjalnie nie wyróżnił. Zaskakująco dobrze odebrałem Ellen Page, którą do tej pory widziałem jako... dziewczęcą wersją Nicholasa Cage'a. Nie przypadła mi do gustu natomiast Marion Cotillard. Jej Mal, o ile można ją nazwać czarnym charakterem, była mało charyzmatyczna i nieskończenie przewidywalna.

Co trzeba napisać o "Incepcji"? Na pewno należy wspomnieć napięcie jakie udaje się reżyserowi wytworzyć. Osobiście czułem emocje podobne do tych, które towarzyszą mi podczas oglądania ulicznej jatki w "Gorączce" Manna. Do tego należy dodać niesamowite stężenie akcji. Efekty CGI może i na tą chwilę już nie robią takiego wrażenia, ale oryginalności im odmówić nie można. Zwinięcie Paryża przez Ariadnę, walka ze zmieniającą się grawitacją czy rozpadanie się snu Saito pozostawiły we mnie wrażenie małości mojej wyobraźni. Jestem pełen podziwu również dla płynności jaka zachodziła przy przechodzeniu z jednej lokacji do drugiej. Takiej ilości bardzo do siebie różnych scenerii, które nie wpływałyby negatywnie na spójność, dawno nie widziałem w żadnym filmie.

Zdaniem podsumowania. Jestem pieruńsko zadowolony z wydanych na bilet pieniędzy i naprawdę liczę, że w najbliższych latach będą się pojawiać coraz to nowe, ambitne i jednocześnie oryginalne projekty. Mamy grupkę ambitnych i łebskich twórców, którzy marnują swoje siły trzaskając kolejne adaptacje komiksów. A "Incepcja" to na razie mój faworyt do tytułu film roku i tylko "Scott Pilgrim vs. the World" może zagrozić jej pozycji.

Niestandardowe plakaty autorstwa: 1 - Matta Needle'a, 2 - Mortiza Resla, 3 - Ibraheema Youssefa, 4 - Laza Marqueza. A timeline robił dehahs.

1 komentarz:

  1. Wybierz się jeszcze na Step Up 3D. Film jest niesamowicie elektryzujący. Fabułka słaba, wiadomo, jest tylko pretekstem do pokazania świetnych układów tanecznych i efektownych dźwięków - dla tych dwóch aspektów warto wydać kasę na 3D - ja chyba zrobię to nawet powtórnie.

    A Incepcja również mi się baaardzo podobała. Zdecydowanie film tego roku - jak do tej pory. Pilgrim zapowiada się miodnie i mama nadzieję, że uda się wydać komiks po polsku.

    OdpowiedzUsuń