Richard Kelly w roku 2001 nakręcił film, który dla wielu stał się pozycją kultową. Chodzi tu o "Donnie Darko", opowieść o chłopaku, który widzi królika Franka i przy okazji potrafi przewidywać przyszłość. Niebanalna i wzruszająca historia skierowana do ludzi lubiących myśleć i kombinować, a przy tym pozbawiona pretensjonalności kina europejskiego i dzikiej symboliki, bez której nie można zinterpretować tego co się zobaczyło (co wcale nie znaczy, że w tym przypadku interpretacja jest łatwa, wręcz przeciwnie). Nie mam pojęcia jak krytyka przyjęła "Donniego Darko", podejrzewam, że wśród tych którzy zachwycają się Almodovarem albo Wong Kar-Waiem ochów i achów nie wzbudził. Mną dość mocno potrząsnął i załapał się do grona moich ulubionych filmów, choć przyznam się, że nie jestem pewny czy do końca zrozumiałem o co w tym filmie chodziło.
W 2006 roku Kelly nakręcił "Southland Tales", które najłatwiej można określić wizjonerską opowieścią o końcu świata. Krytyka po pierwszym pokazie na Festiwalu Filmowym w Cannes delikatnie mówiąc obraz zmiażdżyła. Wygwizdany i nazwany najgorszym filmem wyświetlonym na festiwalu doczeka się premiery dopiero w drugi weekend listopada tego roku. Filmu, jak można się domyśleć, jeszcze niestety nie dane mi było obejrzeć, ale w weekend miałem wielką przyjemność przeczytać trzy komiksy, będące prologiem do historii przedstawionej w filmie. Autorem scenariusza do wszystkich trzech albumów był sam reżyser, a ilustracje wykonał Brett Weldele. To co otrzymałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. ponad 300 stron świetnej lektury przesiąkniętej surrealistycznym i onirycznym klimatem narkotycznej opowieści o nadchodzącej apokalipsie. Rozdziały, "Two Roads Diverge", "Fingerprints" i "The Mechanicals" (takie tytuły noszą poszczególne albumy) są idealnym wprowadzeniem (przynajmniej tak zakładam) do tego co dane nam będzie zobaczyć na ekranie, a ja dawno nie narobiłem sobie na żaden film takiego apetytu.
Intryga jest pokręcona jak świński ogon. Może nie ma jakichś niespodziewanych zwrotów akcji, ale ilość wątków i poziom ich skomplikowania (z jednej mamy science fiction, a z drugiej mistycyzm, wizjonerstwo i podróże w czasie) powoduje w głowie czytelnika nielichy mętlik (przynajmniej u mnie spowodowała). Wszystko zaczyna się na pustyni w Nevadzie. Boxer Santaros, jeden z najpopularniejszych aktorów na świecie, budzi się na pustkowiu. Nie pamięta kim jest, nie wie gdzie się znajduje, wie tylko że musi sobie zaaplikować szprycę w kark i ruszyć przed siebie. dociera do szosy, gdzie znajduje go zawodowy hazardzista Fortunio Balducci i zabiera go do granicy z Kalifornią. Trzeba zaznaczyć, że Stany Zjednoczone w świecie "Southland Tales" przeżyły dwa ataki nuklearne i próba wjazdu do Kalifornii na dziko, bez odpowiedniej wizy kończy się śmiercią próbującego. Fortunio węsząc wielkie pieniądze jakie idą za amnezją gwiazdy prosi o pomoc aktorkę filmów dla dorosłych Krystą Now. Ta wymyśla plan, przez który Boxer chcąc, nie chcąc zaczyna wypełniać proroctwa zawarte w przedziwnym scenariuszu filmowym, który jak mu wmawia Now jest podstawą jego najnowszej produkcji.
Właśnie ten napisany przez naćpaną, zahipnotyzowaną i dodatkowo jasnowidzącą gwiazdkę porno staje się kluczem do apokalipsy, wydającej się zupełnie inną niż ta opisana przez Świętego Jana. Kolejnym kluczowym bohaterem jest Ronald Taverner, który również budzi się z totalną amnezją i od razu daje się wciągnąć w plan porwania i przetrzymywania w niewiadomym celu swojego brata bliźniaka Rolanda. Zmuszony zostaje również do wstrzykiwania sobie tej samej substancji co Boxer Santaros, będącą jak się okazuje Fluid Karmą, płyną wersją innowacyjnego, ekologicznego i niekończącego się paliwa, które ma zastąpić te tradycyjne i wprowadzić świat w nową, lepszą przyszłość. Obaj zażywający Fluid Karmę zaczynają dzielić sny o The Serpent Trench, dziwnej rzeczywistości, która jak się zdaje odgrywa kluczową rolę w fabule. Nie ma sensu opisywać wszystkich wątków, każda próba tłumaczenia fabuły w kilku zdaniach zdaje się bezsensowna. Na scenie pojawia się ogromna ilość postaci i każdy wydaje się mieć znaczącą rolę. Są przedstawiciele korporacji produkującej Fluid Karmę, politycy, pracownicy organizacji państwowych, hakerzy i przedstawiciele neo-marksizmu – partii politycznej będącej opozycją do władzy w USA. We wspomnieniach odwiedzimy Irak i dowiemy się, że były tam prowadzone bardzo tajne badania z użyciem żołnierzy i Fluid Karmy, a także wyjdzie na jaw, że Now uczestniczyła w dziwnym incydencie na pokładzie pewnego samolotu i tylko ona ze wszystkich pasażerów te wydarzenia pamięta. Poziom skomplikowania historii jest naprawdę imponujący, a wspomniany przeze mnie incydent z samolotem wydaje się oczywistym nawiązaniem, albo i nawet motywem łączącym "Southland Tales" z "Donnie Darko" (poznanie historii z najnowszego filmu Kelly’ego rzuci może więcej światła na fabułę tego wcześniejszego).
Co do ilustracji jakie zaserwował nam Brett Weldele cholernie przypadły mi do gustu. Idealnie wpasowały się w klimat. Trochę przypominają mi to co możemy oglądać u Templesmitha, tyle że Weldele rysuje/maluje jak mi się wydaje staranniej, z ciut większą dbałością i zwyczajnie lepiej to wygląda. Jeżeli chodzi o kolory, hmmm... komiks jest po prostu bardzo ładny. Bogata gama barw i odcieni cieszy oczy... tyle, że nie ma co się spodziewać jakichś jaskrawych fajerwerków, bo raczej dominują pastelowe kolory.
"Southland Tales" wydał Kevin Smith, a on ma jednak jakiś tam autorytet jeżeli chodzi o pop kulturę i wydaje mi się, że ma nosa do dobrych rzeczy. Tak jak wspominałem, te trzy pierwsze rozdziały historii bardzo mi się spodobały i z niecierpliwością czekam na film. Komiks z pewnością nie należy do lektur jednorazowych i do czasu seansu z pewnością przerobię go nie raz, mam nadzieję, że kiedyś również w wersji polskojęzycznej.
Oficjalna strona "Southland Tales", na której można obejrzeć trailer do filmu (i w zasadzie chyba tylko to).
Oficjalna strona "Southland Tales", na której można obejrzeć trailer do filmu (i w zasadzie chyba tylko to).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz