Powracam tym wpisem do produkcji z kultowej wytwórni Toho. Wreszcie! Od czasu ostatniego wpisu o Godzilli nie napisałem ani słowa o ich filmach. Nie żebym nie oglądał. Po prostu zostałem przekonany, że mało kogo obchodzą kolejne przygody Big G. i wszystkie inne kaijūny. Ale tym razem mam coś innego. Dzięki konkursowi na scenariusz do kontynuacji "Godzilli" z 1984 roku pojawił się pomysł by przeciwnikiem Króla Potworów był potężny super komputer. Zwyciężyła jednak Bioroślina, a skrypt Jamesa Bannona został na trochę odłożony na półkę. Musiał się spodobać, bo Masato Harada dość ostro wziął się do przerabiania scenariusza i po kilku miesiącach wziął się za kręcenie niesławnego "Gunheda" - cyberpunkowego sci-fi z wielkim mechem w roli głównej!

W 2038 roku super komputer Kryon5 wypowiada ludzkości wojnę uznając ją za przestarzałą. By go powstrzymać na wyspę, gdzie został zbudowany, zostaje wysłana elitarna jednostka Gunhedów (od: Gun UNit Heavy Elimination Device) - gigantycznych robotów bojowych, ale zostaje ona całkowicie zniszczona przez system ochrony Kryona. Mamy 30letni przeskok. Grupa złodziei, nazywająca siebie poszukiwaczami skarbów (którymi w roku 2068 są procesory i części komputerowe) ląduje na wyspie Kryona5. Zostają w kilka minut wybici do nogi (dosłownie) - przeżywa jedynie mechanik Brooklyn i spotkana na miejscu Sierżant Nim (rangerka z Teksasu, której akurat zdarzyło się przybyć z jakąś tajemniczą misją). Muszą uciekać przed morderczym Biodroidem, któremu po drodze coś ukradli, a który wcześniej w jakiś dziwny sposób zasymilował koleżankę mechanika. W końcu spotykają dwójkę dzieci: 7 i 11 (z tym że nie jestem do końca pewny, czy to były dzieci czy może jakieś dziwne androidy, bo 11 pod koniec filmu zaczyna się świecić z ust). Muszą powstrzymać odliczanie, które obudzi i w konsekwencji uzbroi Kryon5, ale czemu przez 30 lat był on wyłączony nie wyłapałem. W czasie przeprawy przez kolejne poziomy Brooklyn znajduje cmentarzysko Gunhedów i uruchamia jednego, który oczywiście swoimi tłumaczeniami komplikuje wszystko jeszcze bardziej.

Scenariusz ma niezliczoną ilość dziur, ale tym samym pozostawia widzowi niesamowite możliwości do interpretacji tego co się właśnie obejrzało... albo raczej czego się nie zobaczyło. A wszystko przez fatalny montaż, który popełnił Yoshitami Kuroiwa. Facet zarżnął ten film na stole montażowym, bez kitu. Niektóre sceny są tak idiotycznie pocięte, że nie byłem w stanie wyobrazić sobie tego do czego strzelają i przed czym uciekają bohaterowie. Nawet na japońskie standardy nie jestem w stanie pojąć jak taki paszkwil przeszedł proces postprodukcji i został zaakceptowany do puszczenia widowni.

Jeszcze słowo na temat muzyki, którą muszę niestety zaliczyć do minusów. Toshiyuki Honda skomponował dość fajną ścieżkę dźwiękową, którą również zarżnięto wykorzystując na potęgę jedynie główny motyw. Te kilka miejsc, w których słychać inne melodie, wypada dobrze i oddaje klimat scen, ale jest ich tyle co kot napłakał. Niemniej jednak słychać wyraźnie, że mogło być i pod tym względem lepiej. Mam wrażenie, że w gunhed-teamie zabrakło jakiegoś trzeźwo myślącego osobnika, który pokierowałby tą produkcją jak należy.


"Gunhed", mimo swoich olbrzymich wad, zaprzepaszczonego potencjału i nakładu pracy, który został zmarnowany, jest jak najbardziej warty obejrzenia. Czysty camp lat 80tych z przesadzonymi postaciami, kiepskimi one linerami i niewyszukanym humorem. Poza tym to uczta dla miłośników klimatów cyberpunkowych, które tutaj biją zewsząd. Jest nawet "duch w pancerzu" (wspomniana przeze mnie towarzyszka Brooklyna, która trafiła do wirtualnej rzeczywistości wnętrza Biodroida)! Jeżeli istnieje jeszcze surowy materiał to wypuszczenie odrestaurowanej i przemontowanej wersji filmu byłoby cudownym rozwiązaniem, ale dobrze wiem, że "takich rzeczy na świcie to ni ma".
Zamiast trailera wrzucam teledysk do kawałka "Mindphaser" grupy Front Line Assembly. Wykorzystują w nim spore fragmenty filmu.
Kurqa, strasznie mi się ten teledysk podoba właściwie =]
OdpowiedzUsuńTo był wspaniały film. Pamiętam jak w dawnych czasach, w smutne sobotnie popołudnie pożyczyłem sobie w wypożyczalni zakurzoną i zaniedbaną kasetę z filmem "Gunhed" wydaną przez wytwórnię Elgaz (ktoś jeszcze pamięta te urocze początki oryginalnych kaset VHS w Polsce?) Kaseta wpadła do odtwarzacza i...zbierałem szczękę z podłogi....
OdpowiedzUsuńAnonim ;) : Ja nie pamiętam Elgaz. W wypożyczalni w której braliśmy kaset były opakowania zastępcze, więc kiepsko pamiętam nawet okładki filmów które brałem po kilkanaście razy. Kiepski research zrobiłem, bo nie wiedziałem, że to w Polsce wyszło w tamtych czasach. Wiem, że leciało to na PRO 7, bo przy okazji tej notki, znajomy mi powiedział, że oglądał tam właśnie.
OdpowiedzUsuńSmutny: właściwie to pewnie i spodoba ci się film, nie wiem tylko czy strasznie ;)