I przyszedł czas na ostatni film z lat 90tych. Zwieńczeniem serii Heisei jest "Godzilla kontra Destruktor" - świetny obraz, który ma w sobie masę odniesień do oryginału z 1954 roku, jest niesamowicie emocjonujący, efektowny i zawiera fantastyczny finał.
Najważniejsza wiadomość: Godzilla umiera! Jest chodzącą bombą nuklearną. Walka z nim to praktycznie samobójstwo całej ludzkości. Potwór dokona żywota w wielkim wybuchu, który zniszczy świat! Tyle apokalipsy. Fakty są takie, że wyspa na której żył razem z Juniorem została zniszczona w wyniku podziemnego wybuchu. Serce Godzilli które w istocie jest reaktorem atomowym, przyjęło olbrzymią dawkę promieniowania i teraz się przegrzewa. Dni dzielą ludzkość od największej katastrofy, większej niż sam Godzilla.
W tym samym czasie w Zatoce Tokijskiej, miejscu gdzie umarł oryginalny Godzilla, prowadzone są badania geologiczne. Odkryto w ziemi formę życia, którą zmutowała przez działanie Oxygen Destroyera - broń wykorzystaną w 1954 roku. Początkowo producenci zakładali, że mógłby to być duch pierwszej Godzilli, ale doszli jednak do wniosku, że lepszym pomysłem będzie nowy, jeszcze nieznany przeciwnik. I tak otrzymaliśmy Destruktora, który zaczyna wielkości łebka od szpilki, a kończy żywot będą większym od Godzilli. Żyjątek jest kilka i są wyjątkowo żarłoczne. Dość szybko zwiększają swoje rozmiary i oczywiście atakują ludzi. W tym momencie film zaczyna przypominać kino klasy B, coś a'la produkcje science fiction z wielkimi robalami. Destruktor to takie skrzyżowanie pająka, skorpiona. Mordy mają trochę podobne do Predatorów, a język z drugą szczęką to znowu zrzynka z Obcy. Robią konkretną rozpierduchę. Wybijają do nogi oddział żołnierzy, rzucają się na cywilów. Jasnym staje się, że tylko G. może coś zdziałać.
Po raz kolejny wykorzystano Juniora (który w końcu doczekał się dobrego wyglądu) jako przynętę. O dziwo ten nawet powalczył i wygrał pierwszą rundę. Gdy dochodzi do spotkania syna z ojcem pojawia się Destruktor w ostatecznej postaci (kilka mniejszych połączyło się w jednego wielkiego skurczybyka) i zaczyna się świetna walka. Potwory radośnie demolują Tokio. Destruktor rozdziela się na kilka mniejszych, to znowu łączy w jednego bydlaka. Udaje mu się śmiertelnie ranić młodego. W końcowej fazie walki Godzilla zaczyna się topić. Jego przeciwnika ostatecznie zabijają ludzie - Super-X III + cała armia Japonii. Big G. wysyła swoją energię martwemu synowi (tak ja to wcześniej zrobił Rodan). Dzięki temu transferowi i olbrzymiej dawce chłodzenia, jakie fundują ludzie udaje się uniknąć wybuchu. Junior zmienia się w normalnego Godzillę, umarł Król, niech żyje Król.
Co tu dużo mówić, końcówka jest naprawdę fantastyczna. Nie dość, że walka jest jedną z najlepiej zrobionych w całej serii, to jeszcze jesteśmy świadkami dwóch bardzo wzruszających momentów: śmierci Juniora, która okazuje się odwracalna i permanentnego wyparowania Godzilli. Efekty są pierwsza klasa (pierwsza klasa jak na kaiju) i zrobiono to wręcz artystycznie. Chyba żadne monstrum w historii nie miało tak świetnej sceny śmierci. "Godzilla vs. Destoroyah" pięknie łączy się z pierwszym filmem postaciami i niespodziewanymi konsekwencjami, no i świetnie zamyka cykl. Chociaż mam wrażenie, że twórcy zapomnieli o paradoksie jaki spowodował "Godzilla kontra Król Ghidorah" albo po prostu wolą go ignorować. Polecam, ale oglądać trzeba koniecznie jako któryś z kolei.

W tym samym czasie w Zatoce Tokijskiej, miejscu gdzie umarł oryginalny Godzilla, prowadzone są badania geologiczne. Odkryto w ziemi formę życia, którą zmutowała przez działanie Oxygen Destroyera - broń wykorzystaną w 1954 roku. Początkowo producenci zakładali, że mógłby to być duch pierwszej Godzilli, ale doszli jednak do wniosku, że lepszym pomysłem będzie nowy, jeszcze nieznany przeciwnik. I tak otrzymaliśmy Destruktora, który zaczyna wielkości łebka od szpilki, a kończy żywot będą większym od Godzilli. Żyjątek jest kilka i są wyjątkowo żarłoczne. Dość szybko zwiększają swoje rozmiary i oczywiście atakują ludzi. W tym momencie film zaczyna przypominać kino klasy B, coś a'la produkcje science fiction z wielkimi robalami. Destruktor to takie skrzyżowanie pająka, skorpiona. Mordy mają trochę podobne do Predatorów, a język z drugą szczęką to znowu zrzynka z Obcy. Robią konkretną rozpierduchę. Wybijają do nogi oddział żołnierzy, rzucają się na cywilów. Jasnym staje się, że tylko G. może coś zdziałać.

Co tu dużo mówić, końcówka jest naprawdę fantastyczna. Nie dość, że walka jest jedną z najlepiej zrobionych w całej serii, to jeszcze jesteśmy świadkami dwóch bardzo wzruszających momentów: śmierci Juniora, która okazuje się odwracalna i permanentnego wyparowania Godzilli. Efekty są pierwsza klasa (pierwsza klasa jak na kaiju) i zrobiono to wręcz artystycznie. Chyba żadne monstrum w historii nie miało tak świetnej sceny śmierci. "Godzilla vs. Destoroyah" pięknie łączy się z pierwszym filmem postaciami i niespodziewanymi konsekwencjami, no i świetnie zamyka cykl. Chociaż mam wrażenie, że twórcy zapomnieli o paradoksie jaki spowodował "Godzilla kontra Król Ghidorah" albo po prostu wolą go ignorować. Polecam, ale oglądać trzeba koniecznie jako któryś z kolei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz