niedziela, 17 sierpnia 2008

Wielka draka w chińskiej... wiosce

Każdy fan filmów akcji (ba! zaryzykuję stwierdzenie, że każdy fan kina jako takiego) musiał zetknąć się z tzw. kinem kopanym. Czy to za sprawą klasycznych filmów Jackiego Chana i Bruce’a Lee, czy to dzięki "Matrixowi" i kilku ostatnim filmom Bessona. Filmy o sztukach walki (i ze sztukami walki) dostawaliśmy w przeróżnych odmianach i kombinacjach. Były walczące dzieci, nastolatki, karatecy, ninja, kickbokserzy, amerykańscy ninja, wielcy biali ninja i pewnie ninja-zombie również. Wyodrębnił się nawet gatunek, gdzie walczy się w powietrzu lub biegając po drzewach. Jak do tej pory w kinie zachodnim nie mieliśmy jeszcze połączenia zwierząt i sztuki kung fu (poza nielicznymi serialowymi wyjątkami takimi jak "Hong Kong Phooey"). DreamWorks Animation wyczuło lukę i stworzyło ku uciesze tysięcy fantastyczną kopaną animację ze zwierzątkami w roli głównej – "Kung Fu Pandę".

Dla mniej domyślnych wyjaśniam, że głównym bohaterem jest panda, któremu na imię Po, i który prowadzi wraz z ojcem kaczką knajpę serwującą kluski. Po nie potrafi walczyć, ale orientuje się w sztukach walki całkiem nieźle i marzy, o tym by zostać niepokonanym wojownikiem. Przypadek sprawia, że zostaje wybrany Smoczym Wojownikiem i ma powstrzymać potężnego Tai Lung – śnieżną panterę, który właśnie ma uciec z więzienia. Jak to z podobnymi schematami bywa, Po musi przekonać do siebie mistrza i piątkę jego uczniów, których wcześniej był oddanym fanem. Musi przejść ciężki trening i przełamać strach, by na końcu spełnić przepowiednie, stać się tym wybranym wojownikiem z przepowiedni i zwyciężyć groźnego przeciwnika.

Konwencja od zera do bohatera jest dość schematyczna, więc i w tym przypadku nie można mówić o specjalnej oryginalności. Jest to po prostu fantastycznie podane i mimo iż prawdopodobieństwo, że widziało się coś podobnego w wersji aktorskiej jest wysokie, "Kung Fu Pandę" ogląda się bardzo dobrze. Walki są ciekawe, dopracowane i zróżnicowane. Jak w porządnym kinie akcji mamy zwolnienia i zatrzymanie czasu, ruchomą kamerę i ciekawe ujęcia. Raz jest to potyczka z dziesiątkami nosorożców w walącym się więzieniu, innym walka mistrzów na linowym moście, albo pojedynek o kluseczkę. Poza tym jest bardzo zabawnie, chociaż ja na szczęście śmiałem się w zupełnie innych momentach, niż pięciolatka siedząca za mną. Gag goni gag, a fenomenalna mimika Po, Małpy, Modliszki, czy mistrza Shifu potrafi rozłożyć na łopatki i jak sądzę każdy znajdzie coś co go mniej lub bardziej rozbawi.
Wizualnie ten film prezentuje się fantastycznie. Efekty świetlne, woda jaki i również włoski z futra wyglądają bardzo fajnie, a wszystko jest utrzymane w bardzo przyjemnej, stonowanej kolorystyce. Dominuje oczywiście chiński folklor, chińskie żarcie i chińskie zwierzątka (dla tych którzy nie załapali Shifu to panda mała). Na uwagę i osobne zdanie pochwały zasługuje sama czołówka, będąca snem Po i stanowiąca taką małą, osobną historyjkę. Ją oraz napisy końcowe zrobiono to za pomocą tradycyjnej animacji. Mnie kojarzyły się z "Afro Samurajem", Kamili z "Pataponem", a ma to przypominać chiński teatr cieni. Wygląda wręcz wybornie.

Jeżeli chodzi o miodność to wśród animacji DreamWorks "Kung Fu Panda" jest według mnie zdecydowanie najlepsza. Wygrała ze "Shrekiem", który jakoś tą swoją baśniowością tak do końca do mnie nie trafia, a Panda składa hołd kinu które jest mi zdecydowanie bliższe. No i chyba przypadło mi to tak do gustu, bo przypomina Usagiego Yojimbo. Też są króliki i świnki, nawet podobne do tych rysowanych przez Stana Sakai'ego. Boleję tylko nad jedną rzeczą, mianowicie nad polskim dubbingiem. Oczywiście nie był zły, bo przecież sztukę dubbingowania opanowaną mamy do perfekcji. Po prostu aż chce się usłyszeć Po gadającego głosem Jacka Blacka, Jolie jako Tygrysicę, Setha Rogena w ciele Modliszki i tych kilka fraz wypowiedzianych przez Jackiego Chana w roli małpiego mistrza. Trzeba będzie poczekać te kilka miesięcy aż wyjdzie DVD i Tai Lung przemówi głosem Iana McShane’a. Film grają już w niewielu kinach, więc jeżeli ktoś jeszcze nie widział niech pędzi, bo to przyjemna rozrywka i warto wydać te kilkanaście (albo jak w przypadku pabianickiego kina dziesięć) złotych.

2 komentarze:

  1. jedna "mądrość Wschodu" z tego filmu mnie bardzo urzekła - 'wczoraj to przeszłość, jutro jest tajemnicą, a dziś, dziś to dar losu' :)

    OdpowiedzUsuń
  2. obejrzałem i też mi się bardzo podobało. nadal nic nie przebija FINDING NEMO ale tutaj było blisko. no i oglądałem w oryginale :P

    OdpowiedzUsuń