środa, 3 września 2008

Komiksowo

Prawie miesiąc minął od faktu, ale jak to powiedziano w jednym filmie na widok przybijającego do Nowego Jorku Titanica - lepiej późno niż wcale. Na początku sierpnia miałem okazję obejrzeć dwie rozrywkowe produkcje, które pełnymi garściami czerpią z dobrodziejstw jakie wniosły komiksy do kultury popularnej. Pierwszy film bardziej bezpośrednio, bo jest dość luźną adaptacją świetnego komiksu Marka Millara, mowa będzie o "Wanted – Ścigani". Drugi już tak pośrednio, bo "Hancock" opowiada historię obdarzonego, znanymi z komiksów super mocami, człowieka, który taki super nie jest.

"Wanted" to świetny komiks z bardzo oryginalną i zabawną fabułą. Dowiedziałem się oczywiście o nim dopiero jak w sieci zaczęło huczeć od fragmentów, trailerów i pierwszych recenzji. Przeczytałem go, byłem wielce zadowolony i nagle gdzieś wyczytałem, że film tylko ociera się o fabułę komiksu, a reszta jest całkowicie zmieniona. Poczułem lekkie ukłucie niepokoju, ale entuzjastyczne głosy napływające ze wszystkich stron nastrajały raczej pozytywnie. Przyszło do oglądania i rzeczywiście... został sam Wesley Gibson ze swoją kiepską pracą, zdradzającą go dziewczyną, depresyjnym nastawieniem do życia i świat bez super-bohaterów. Tych nigdy nie było. Nie ma również Bractwa super-złoczyńców. Dostajemy bractwo tkaczy, przy okazji bawiących się w super-morderców, którym cele wskazuje wielkie krosno. Wesley dowiaduje się, że ojca, którego nigdy nie widział, a po którym odziedziczył niesamowite umiejętności ukatrupił niejaki Cross, były członek, który zbuntował się przeciwko Bractwu. I tak napędzany gniewem i żądzą zemsty zaczyna trening. Fabularnie wszystko zostało bardzo spłycone, ale nie ma się co dziwić. Wierna ekranizacja zostałaby niedoceniona przez szerszą widownię, bo jakoś nie widzę zachwytów nad filmem gdzie występują postacie stworzone z ekskrementów. Jak dla mnie zmiana nie tyle korzystna co nie rzutująca źle w żaden sposób. Bo film mimo daleko idących zmian jest równie dobry co komiks, na którym się mometnami opiera.
Od strony wizualnej mamy fajerwerk, prawdziwą petardę. Film reżyseruje Kazach Timur Bekmambetow, gość odpowiadający za dwa duże sukcesy rosyjskiej kinematografia – "Straży nocnej" i "Straży dziennej". I czuć jego rękę w "Wanted". Dziesiątki drobnych szczegółów, dopracowane efekty specjalne, łamanie praw fizyki. Do tego masa dynamicznych ujęć i popisów ze strony choreografów walk. Zwolnienia, zbliżenia, kosmiczna praca kamer z obrotami, saltami i przytupem. Jest sporo atrakcji dla fanów kina akcji i ogląda się to naprawdę dobrze. Do strony technicznej mam zero zastrzeżeń. Wszystko jest na najwyższym poziomie i jeżeli tylko ktoś potrafi przełknąć bandę morderców potrafiących podkręcać kule i przyspieszający swoje serce do 400 uderzeń na sekundę, która słucha się tajemniczego kodu z tkaniny to niech koniecznie uda się do wypożyczalni albo kupi DVD.

Są świetne filmy jak "Mroczny rycerz", są bardzo dobre filmy jak "Wanted - Ścigani" i jest "Hancock", którego nie polecam. Pokładałem olbrzymie nadzieje w tym tytule już od pierwszego zwiastuna, który był cholernie śmieszny i liczyłem na film, który będzie się naśmiewał z trykociarstwa w sposób bardziej wyszukany niż robią to w "Superhero Movie". Pomyliłem się. Początek "Hancock" ma dobry, ale później to już tylko równia pochyła. Naśmiewania się ze sterotypów i kolesi w spandeksie starczyło na kwadrans. Po dwudziestu minutach widzimy tylko kulejący scenariusz, wymuszony humor, idiotyczne pomysły, wepchnięty na siłę wątek miłosny i nudę, której w ogóle nie powinno być. Boli że mamy trójkę bardzo dobrych aktorów, którzy grają na odwal się. I Will Smith, i Charlize Theron, i Jason Bateman niczym się szczególnym nie wyróżnili, no chyba że weźmiemy pod uwagę kwaśne miny. Ich role toną w nijakości tego filmu. Dodatkowo od strony wizualnej "Hancock" pozostawia wiele do życzenia. Jak na film trwający półtorej godziny i mający budżet 150 milionów dolarów ma bardzo średnie efekty specjalne i w ogóle mało jako takiego efekciarstwa. Finał to już zupełna kpina i olbrzymi zawód. O ile podczas seansu towarzyszy uczucie irytacji, ale i pewna nadzieja, że finał da kopa to gdy już poleci lista płac jedynce co się czuje to złość. Jak można było spieprzyć tak fantastyczny materiał na zabawny film!?

3 komentarze:

  1. no tak trochę po czasie ale zdecydowałam wyrazić swoje zdanie, że Angelina wyglądała zjawiskowo w Wanted. kiedy się pojawiła na ekranie to chyba powiedziałam "łał". haha. a nigdy nie rozumiałam fascynacji nią

    OdpowiedzUsuń
  2. "charakteryzatorów walk"? ;)

    a w Angorze strasznie "Wanted" zjechali. w sumie nic dziwnego, skoro pani Klaps sama przyznała kiedyś, że według niej komiksy to literatura dla ubogich a filmy na ich podstawie to już w ogóle zuo

    pozdrawiam, crusia

    OdpowiedzUsuń
  3. przecie tam jest 'choreografów walk' ;) nie wiem o co chodzi ;):D

    OdpowiedzUsuń