sobota, 16 maja 2009

World of Warcraft

Wrzucam jeden z tekstów, który zalegał niedokończony i kurzył się dobre kilka miechów, a powinien od razu być wrzucony i służyć ku przestrodze, bo jeszcze ktoś jakimś dziwnym trafem kupi, pożyczy i przeczyta.

"World of Warcraft Vol. 1" to jeden z największych komiksowych bubli jakie miałem okazję przeczytać ostatnimi czasy. Ten twardo okładkowy, 176 stronicowy album zawiera osiem pierwszych zeszytów (od numeru zerowego do siódmego) i jest jedną wielką stratą czasu. Serio.

Zacznę od scenariusza, bo jest cienki jak sik komara. Za adaptację wziął się Walter Simonson, wg opisu legenda w branży, ale to jedna z tych legend, o których nigdy nie słyszałem. Zaserwował on historię tak sztampową, że już chyba bardziej się nie da. Otóż mamy brzeg rzeki i faceta, który budzi się z amnezją i zaraz po stoczeniu pojedynku z krokodylem, zostaje niewolnikiem. Ma walczyć na arenie ramię w ramię z krwawą elficą i leśnym rogaczem. Elfy się nienawidzą i chlają między sobą, a on, przywódca, próbuje łagodzić napięcia i zrobić z nich dobrą drużynę. Oczywiście nikt na nich nie stawia, a oni wygrywają z największymi killerami areny, zdobywają sławę i jakby to nie było - udaje im się uciec. Człowiek okazuje się królem z innego kontynentu, którego ktoś postanawia wyeliminować z gry. Elfy mają problemy ze swoją przeszłością, która ich odnajduje i zmusza do konfrontacji. Ktoś kogoś kiedyś zdradził, kogoś trzeba przed kimś ratować, ale wcześniej należałoby jeszcze komuś innemu coś odebrać. Na dodatek trzeba być dość dobrze zorientowany w świecie gry, żeby nadążyć za tymi wszystkimi rasami, gatunkami, krainami, bo narracja kuleje i nie wprowadza nas zbyt dobrze ani w świat, ani w historię (a miejscami w ogóle tego nie robi).

Oglądając rysunki Ludo Lullabi po głowie chodziła mi myśl: "Biusty, dużo dużych biustów". Gdzie tylko się da, jakaś elfica, ogrzyca bądź inna istota płci żeńskiej się wypina lub napina (obojętne czy to przy kolacji, w walce czy w śnie). Kreska jest taka super nowoczesna, szczegółowa, postaci przepakowane do granic możliwości, kobitki super zgrabne i wszyscy noszą miecze, które powinny być cięższe niż kowadło na których zostały wykute. Lullabi rysuje naprawdę fajnie, dba o detale i stara się to wszystko utrzymać w stylistyce znanej z gier. Oczywiście kwestią indywidualną jest czy to się komuś podoba. Niestety, cała ta nowoczesność daje dupy, gdy mamy akcję - scenę walki czy pościgu, i nie da się zrozumieć co właściwie facet narysował. Bywało, że kilkakrotnie przyglądałem się jednemu kadrowi, odwracałem do góry nogami, cofałem się do poprzedniej strony, tylko po to żeby dojść do tego co się właściwie stało. Bardzo podobny problem miałem z "Army of Darkness: Ashes 2 Ashes", ale tutaj jest takich momentów niestety znacznie więcej. Na pewno dużym plusem "World of Warcraft Vol. 1" jest żywa kolorystyka. Dające po oczach, jaskrawe barwy idealnie pasują do klimatu fantasy.

Zastanawiam się, czy najbardziej popularna gra MMORPG nie ma czegoś ciekawszego do zaoferowania. Przecież komiks na licencji (obojętnie czy to filmu czy gry) wcale nie musi obrażać czytelnika. Konrad z Motywie Drogi pisał jakiś czas temu o fanowskich komiksach ze świata "WoW", ale nie dałem rady wciągnąć się w żaden. Zdecydowanie nie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz