niedziela, 3 maja 2009

Setny wpis

Jeżeli nie udałoby mi się dzisiaj wrócić z wpisem, to nie wróciłbym do pisania bloga chyba w ogóle. Albo może i bym wrócił, ale we wakacje. Albo i po. Wszystkim, którzy tutaj zaglądali, pytali się co jest grane i namawiali na notkę chciałbym podziękować. Obiecałem sobie, że mimo nawału przyjemności i obowiązków znajdę czas, będę wrzucał jak najczęściej się da i pokończę te zaległe teksty, co leżą rozbebłane jeszcze od stycznia. Bo życie bez blogowania jest liche.

Zacznę od zeszłej soboty, bo akurat był to jeden z ciekawszych (w pozytywnym słowa znaczeniu) dni ostatnimi czasy. Najpierw na 16 byliśmy z Kamilą na poplitowsko-komiksowym spotkaniu w ŁDKu (serdecznie cię Rafale przepraszam, że tak nakręciłem z tą imprezą, ale w domu miałem prawdziwy kocioł i już nie zdążyłem cię powiadomić, że się jednak wybieram). W spotkaniu uczestniczyli Szymon Holcman i Michał Śledziński , a prowadził Piotr Kasiński. Na sali raptem kilka osób i mam wrażenie, że powodem tego był tak dość mocno wydumany temat. "Od PRL do III RP – obrazy przełomu w komiksie" i mnie trochę nastraszyło. Żadnego komiksu narysowanego w tamtym czasie nie znam. Taki traktującego o tych wydarzeniach czytałem aż jeden. Nie miałem bladego pojęcia o czym będzie dyskusja. Obawiałem się, że albo będzie nudno, albo będzie nieciekawie, albo jedno i drugie. Niepotrzebnie. Było naprawdę przyjemnie. Śledziu i Kasiński opowiadali o historii i realiach jakie panowały w latach 90tych, Holcman wyjaśnił mi różnicę między komiksową Polską, a komiksową Francją. Dowiedziałem się dlaczego niewiele na polskiej scenie jest duetów i czemu nie szuka się wsparcia w znanych nazwiskach. Wiem dlaczego nie ma już Produktu, czemu nagle, po trzech numerach zniknął Azbest i co dalej z BoW. Zadałem kilka pytań Michałowi co do jego przyszłych planów i cieszę się szczerze informacją, że może kiedyś wyjdzie wznowienie Fido i Mela. Było miło i przyjemnie, ale tak naprawdę do żadnych wniosków nie doszliśmy. Bardzo żałuję, że nie wypracowaliśmy odpowiedzi na najważniejsze (w moim mniemaniu) pytanie - dlaczego po '89 nagle komiks polski popadł w taką stagnację, że omal nie zszedł całkowicie? A może to i dobrze, że uczestniczący w dyskusji zdryfowali od tematu, bo te wszystkie dygresje zawsze są w tym wszystkim najfajniejsze. Nie wiem jak inni, ale mnie się podobało bardzo, w sumie to pierwsze takie komiksowe spotkanie (poza MFK), na którym udało mi się być i zaliczam to je do jak najbardziej udanych. Poznałem Piotra Świderka od rysunki.bardzofajny.net, zebrałem autografy od Śledzia (i nawet się cieszę z tego, że mi nie pomazał pierwszego numeru Produktu, o którym mi się zapomniało) i spędziłem mile półtorej godziny.


Po Poplicie, po zakupach i jedzeniu pojechaliśmy do kina Charlie na 3. część konkursu 6 Międzynarodowego Festiwalu Animacji Reanimacja i obejrzeliśmy kilka mniej lub bardziej fajnych krótkometrażówek. Wzięliśmy też udział w głosowaniu publiczności, mimo iż widzieliśmy tylko 1/4 konkursowych miniaturek, to się opłaciło. Kamila wygrała DVD z jakimś dokumentem i książkę "Polski Film Animowany", na którą sobie już wcześniej ostrzyłem zęby. A co do filmów to było naprawdę różnie. Najpierw były polskie "Bird's song" i "Mr. F". Ten pierwszy był inspirowany kaligrafią japońską i swoją prostą czernią i bielą po prostu urzekał. Klimatyczny i niepokojący - zdobył sobie głos Kamili. "Mr. F" to natomiast humorystyczna opowiastka w dość ładnym 3D, która irytowała bełkocząco-bzyczącym dubbingiem. Mnie zachwyciły: "Mr. Wire Nostalgia" (tan z kolei zdobył mój głos; wzruszył mnie swoją historią i z tych które dane mi było obejrzeć wydał mi się najładniejszy), "Man is the Only Bird that Carries his Own Cage" i "She Who Measures" (oba świetnie zrobione, niepokojące i z mocną wymową). Ubawiłem się setnie przy "The Control Master" i "Dialogues". Całkiem sympatyczne i miłe dla oka okazały się miłosne opowiastki: "Escale", "The Yellow Envelope" i "Love Recipe". Jedną wielką męczarnią były prawie dwudziestominutowe "The Kitchen Dimensions", które swoim surrealistycznym wizjami, psychodelicznym klimatem i nużącą muzyką zmusił mnie w połowie do wyjścia do bufetu. Największym nieporozumieniem jednak jest dla mnie wyróżnienie dla "Chicken Stew", które było jedynie dość zabawne.
Za rok będę chciał załapać się na wszystkie konkursy, bo tym razem to było tak trochę na spróbowanie. Jak się da to również na jakieś inne seanse, bo atrakcji masa i jak sądzę zabawa przednia. Poza tym możliwość oglądania animacji (formy którą darzę jakimś szczególnym uczuciem) na wielkim ekranie przewyższa YouTube i mój monitor pod każdym względem. A właśnie, na YT udało mi się znaleźć na razie tylko cztery, z czego trzy pierwsze naprawdę warto obejrzeć. Postaram się w najbliższym czasie wyszperać resztę (też te z reszty pokazów konkursowych).

"She Who Measures"



"The Control Master"



"Dialogues"



"The Yellow Envelope"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz