Zero Punctuation wyróżniają się z tłumu tym, że są to animowane recenzje. To jest pierwsza olbrzymia zaleta. Nie uświadczymy tam nudnych wycinków trailerów czy gameplay’a, który można obejrzeć w zasadzie wszędzie. Mamy prostą grafikę z narysowanym ludzikiem, który robi najczęściej to o czym mówi recenzent, kapitalnie obrazując jego odczucia i przemyślenia względem recenzowanej gry. W zalewie wideo-recenzji, które można znaleźć w sieci, gdzie autorzy w 90% przypadków nieudolnie bawią się kamerą cyfrową jest to szalenie oryginalny pomysł. Całość jest mocno osadzona w stylistyce pasków komiksowych (tyle, że bez ograniczeń rantowych) i jest cholernie śmieszna. Drugą olbrzymią zaletą jest to, że jest właśnie cholernie śmiesznie. Na poparcia swoich słów mam to, że dziś dowiedziałem się, że uwaliłem egzamin, który pisałem w zeszły poniedziałek. Poprawkę mam we wrześniu, a co za tym idzie egzamin licencjacki również, moje plany pójścia na uzupełniającą magisterkę tak jakby szlag trafił. Byłem naprawdę załamany (ale chyba lepiej użyć słowa jestem) i chyba ostatnią rzeczą, która by mi się udała byłby szczery śmiech. Po obejrzeniu pierwszych kilku minut znęcania się nad "Metal Gear Solid 4" i fanami twórczości Kojimy pojawił się mały uśmiech, ale już przy kolejnym (losowo wybranym odcinku o "Wiedźminie") śmiałem się na głos do rozpuku.
Autorem recenzji jest Ben Yahtzee Croshaw, z urodzenia Brytol, obecnie Australijczyk, który gra i gada o tym jak karabin maszynowy. Gra różnorodnie. Recenzowane są głównie nowe gry (chociaż zdarzył się pozytywnie oceniony "Painkiller" z 2004) na wszystkie konsole i PC. Gada z sensem, chociaż czasem mocno naciąga fakty. Na dodatek można by pomyśleć, że facet wrzuca w każde zdanie dowcip z celną pointą. Udaje mu się nawet ta inteligentna jego odmiana. Zero Punctuation jest wulgarne i prezentuje dość odważny humor. Yahtzee nie ogranicza się tylko do gier i naśmiewa się w zasadzie ze wszystkiego. To taki humor w stylu Jeremy'ego Clarksona i jak sądzę autor ZP dość mocno się właśnie na tym facecie inspiruje. Chociaż przyznaję, w ciętości języka, sprośności żartów i olewaniu pewnych świętości Clarksona przewyższa. Sporą barierą w wyłapaniu wszystkiego może być język. Przez to że facet czasami nadaje z tak niesamowitą szybkością nie można go zrozumieć. Jego akcent również w tym nie pomaga, ale sądzę że nawet z przeciętną znajomością angielskiego można czerpać niesamowitą przyjemność z tego co się ogląda i słucha.
Wrzucam małą próbkę. Nie jest to broń boże najlepsze co zrobił, po prostu to ostatnie co obejrzałem i miałem przy tym ubaw po pachy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz