Rok 2009 okazał się trochę lepszy niż 2008 jeżeli chodzi o ilość zaliczonych lektur. Na koncie mam 25 przeczytanych książek i jednego przesłuchanego audiobooka. Nie udało mi się wybrać tej 10 (albo 11) tytułów, które zasługiwałyby na znalezienie się w zestawieniu. Ograniczyłem się do pięciu i ewentualnych wyróżnień.
5.) "Gwiazdy Hollywood", autor: Ron Base. Dla miłośnika kina ta książka to nie lada gratka. Na kilkuset stronach Base zawarł dziesiątki, jak nie i setki, anegdot dotyczących największych gwiazd amerykańskiego przemysłu filmowego, ale nie z rodzaju tych brudnych - żadnych opisów skandali tutaj nie ma. Wszystkie historie dotyczą wyborów jakie dokonywali aktorzy, producenci, scenarzyści czy pisarze przy doborze ról i filmów przy których mieli pracować. Autor jedzie przez epoki, opisuje początki kina dźwiękowego, system studyjny, wypożyczanie gwiazd i ich wybrzydzanie, problemy z rolami, castingi, narodziny idoli i rosnącą popularność niektórych gwiazdorów kina akcji. Nie wiem na ile prawdziwy jest obraz niektórych osób opisanych w tej pozycji, ale z pewnością inaczej w tej chwili postrzegam takiego Bogarta czy Brando, a z drugiej strony bardziej cenię Hackmana czy Hoffmana. Dzięki lekturze trafiłem na kilka fantastycznych filmów, o których pewnie nie wiedziałbym przez następne 10 lat i pogłębiłem wiedzę filmową. Książka lekka i cholernie ciekawa. Nie można się było oderwać.
4.) "Jurassic Park", autor: Michael Crichton. Powieść, której filmową wersję wręcz ubóstwiam. Dokładna znajomość filmu Spielberga nie zepsuła mi nawet odrobinę lektury, a podczas czytania bawiłem się rewelacyjnie. Pierwowzór w wielu miejscach jest bardziej rozbudowany, a wiele z książkowych scen zostało wykorzystanych dopiero w sequelach. Crichton napisał tę powieść fantastycznym językiem. Bardzo dobrze opisuje, dynamiczne sceny trzymały w napięciu, a teorie naukowe podał tak lekko, że wydawały mi się autentycznie rzucane mimochodem. Przebijałem się przez nie bez bólu. Poza tym jeżeli ktoś na początku lat 90tych cierpiał na dinomanię to myślę, że lektura może obudzić spory ładunek nostalgii - we mnie obudziła.
3.) "Bezsenność w Tokio", autor: Marcin Bruczkowski. Myślę, że jeżeli ktoś czyta tego bloga zauważył, że Japonia i jej kultura mnie mocno ciekawi. Kręci mnie kino samurajskie, j-horrory, mechy, anime... i cała ta ich dziwaczność. Akurat miałem okazję pożyczyć i przeczytać książkę będącą w dużej mierze wspomnieniami z, o ile dobrze pamiętam, 10-letniego pobytu autora w Kraju Kwitnącej Wiśni. Kapitalna i cholernie zabawna lektura, chociaż od strony literackiej to tak naprawdę nic specjalnego. Styl jest lekki, zabawny, pełen anegdotek. Czyta się to po prostu jak dobrego bloga (np. tokiobynight) Myślę, że mimo iż facet opisuje Japonię lat 90tych to wiele rzeczy się tam nie zmieniło. Mentalność mieszkańców Tokio jest tak inna od naszej, polskiej, że czasami miałem wrażenie, że czytam o ufoludkach. Ciekawa, momentami fascynująca, pełna humoru lektura z gorzką końcówką.
2.) "Andromeda znaczy śmierć", autor: Michael Crichton. Od strony technicznej to jedna z najciekawszych i najlepiej napisanych książek jakie czytałem. Świetna narracja, bezbłędnie poprowadzona akcja i masa naukowych teorii podana w taki sposób, że całkowity laik w dziedzinie biologii, medycyny czy wirusologii możesz wszystko zrozumieć, przyswoić... i nawet zacząć kombinować, układać sobie możliwe scenariusze w głowie. Co się rzadko zdarza, ruszyłem do książek i Internetu, zacząłem sprawdzać, szukać dodatkowych informacji, douczyć się. Powieść oceniam bardzo wysoko. Finał i rozwiązanie akcji z morderczym wirusem mnie lekko rozczarowały, ale ostatecznie nie miało to specjalnego znaczenia. Całość czyta się jak raport z prawdziwych wydarzeń. Trzyma w napięciu od początku do końca - idealny techno-thriller.
1.) "Święty Wrocław", autor: Łukasz Orbitowski. Wydaje mi się, że tutaj bez specjalnego zaskoczenia. O tej książce można mówić tylko w samych superlatywach. Orbitowski od lat jest dla mnie królem polskiego horroru i w ogóle polskiej fantastyki. Realia w których umieszcza swoje powieści i opowiadania, język jakiego używa, ultra lekkie pióro, przeogromna wyobraźnia i o dziwo cholernie duża wrażliwość - to tylko kilka z cech za które uwielbiam jego twórczość. I oczywiście znajdziemy to także w "Świętym Wrocławiu". To książka o miłości, smutku, rozpaczy, samotności, mroku i oczywiście głupocie ludzkiej. Końcówka jest jednym z najbardziej epickich i niesamowitych finiszy jakie miałem okazje czytać. Liczyłem, że będzie to równie dobra powieść co "Tracę ciepło" (dwa lata temu była numerem jeden na mojej liście), ale Orbit przebił tutaj wszystko co do tej pory napisał. Mistrzostwo.
Wyróżnienia:
5.) "Gwiazdy Hollywood", autor: Ron Base. Dla miłośnika kina ta książka to nie lada gratka. Na kilkuset stronach Base zawarł dziesiątki, jak nie i setki, anegdot dotyczących największych gwiazd amerykańskiego przemysłu filmowego, ale nie z rodzaju tych brudnych - żadnych opisów skandali tutaj nie ma. Wszystkie historie dotyczą wyborów jakie dokonywali aktorzy, producenci, scenarzyści czy pisarze przy doborze ról i filmów przy których mieli pracować. Autor jedzie przez epoki, opisuje początki kina dźwiękowego, system studyjny, wypożyczanie gwiazd i ich wybrzydzanie, problemy z rolami, castingi, narodziny idoli i rosnącą popularność niektórych gwiazdorów kina akcji. Nie wiem na ile prawdziwy jest obraz niektórych osób opisanych w tej pozycji, ale z pewnością inaczej w tej chwili postrzegam takiego Bogarta czy Brando, a z drugiej strony bardziej cenię Hackmana czy Hoffmana. Dzięki lekturze trafiłem na kilka fantastycznych filmów, o których pewnie nie wiedziałbym przez następne 10 lat i pogłębiłem wiedzę filmową. Książka lekka i cholernie ciekawa. Nie można się było oderwać.
4.) "Jurassic Park", autor: Michael Crichton. Powieść, której filmową wersję wręcz ubóstwiam. Dokładna znajomość filmu Spielberga nie zepsuła mi nawet odrobinę lektury, a podczas czytania bawiłem się rewelacyjnie. Pierwowzór w wielu miejscach jest bardziej rozbudowany, a wiele z książkowych scen zostało wykorzystanych dopiero w sequelach. Crichton napisał tę powieść fantastycznym językiem. Bardzo dobrze opisuje, dynamiczne sceny trzymały w napięciu, a teorie naukowe podał tak lekko, że wydawały mi się autentycznie rzucane mimochodem. Przebijałem się przez nie bez bólu. Poza tym jeżeli ktoś na początku lat 90tych cierpiał na dinomanię to myślę, że lektura może obudzić spory ładunek nostalgii - we mnie obudziła.
3.) "Bezsenność w Tokio", autor: Marcin Bruczkowski. Myślę, że jeżeli ktoś czyta tego bloga zauważył, że Japonia i jej kultura mnie mocno ciekawi. Kręci mnie kino samurajskie, j-horrory, mechy, anime... i cała ta ich dziwaczność. Akurat miałem okazję pożyczyć i przeczytać książkę będącą w dużej mierze wspomnieniami z, o ile dobrze pamiętam, 10-letniego pobytu autora w Kraju Kwitnącej Wiśni. Kapitalna i cholernie zabawna lektura, chociaż od strony literackiej to tak naprawdę nic specjalnego. Styl jest lekki, zabawny, pełen anegdotek. Czyta się to po prostu jak dobrego bloga (np. tokiobynight) Myślę, że mimo iż facet opisuje Japonię lat 90tych to wiele rzeczy się tam nie zmieniło. Mentalność mieszkańców Tokio jest tak inna od naszej, polskiej, że czasami miałem wrażenie, że czytam o ufoludkach. Ciekawa, momentami fascynująca, pełna humoru lektura z gorzką końcówką.
2.) "Andromeda znaczy śmierć", autor: Michael Crichton. Od strony technicznej to jedna z najciekawszych i najlepiej napisanych książek jakie czytałem. Świetna narracja, bezbłędnie poprowadzona akcja i masa naukowych teorii podana w taki sposób, że całkowity laik w dziedzinie biologii, medycyny czy wirusologii możesz wszystko zrozumieć, przyswoić... i nawet zacząć kombinować, układać sobie możliwe scenariusze w głowie. Co się rzadko zdarza, ruszyłem do książek i Internetu, zacząłem sprawdzać, szukać dodatkowych informacji, douczyć się. Powieść oceniam bardzo wysoko. Finał i rozwiązanie akcji z morderczym wirusem mnie lekko rozczarowały, ale ostatecznie nie miało to specjalnego znaczenia. Całość czyta się jak raport z prawdziwych wydarzeń. Trzyma w napięciu od początku do końca - idealny techno-thriller.
1.) "Święty Wrocław", autor: Łukasz Orbitowski. Wydaje mi się, że tutaj bez specjalnego zaskoczenia. O tej książce można mówić tylko w samych superlatywach. Orbitowski od lat jest dla mnie królem polskiego horroru i w ogóle polskiej fantastyki. Realia w których umieszcza swoje powieści i opowiadania, język jakiego używa, ultra lekkie pióro, przeogromna wyobraźnia i o dziwo cholernie duża wrażliwość - to tylko kilka z cech za które uwielbiam jego twórczość. I oczywiście znajdziemy to także w "Świętym Wrocławiu". To książka o miłości, smutku, rozpaczy, samotności, mroku i oczywiście głupocie ludzkiej. Końcówka jest jednym z najbardziej epickich i niesamowitych finiszy jakie miałem okazje czytać. Liczyłem, że będzie to równie dobra powieść co "Tracę ciepło" (dwa lata temu była numerem jeden na mojej liście), ale Orbit przebił tutaj wszystko co do tej pory napisał. Mistrzostwo.
Wyróżnienia:
- "Gniew", autor: Stephen King / Richard Bachman. Fanowskie, ale jakże profesjonalne tłumaczenie jedynej niewydanej powieści Króla. Z jednej strony nie dziwię się, że King zakazał wydawania tej książki (tutaj można o tym przeczytać), jest w niej coś obrzydliwego i niemoralnego. Z drugiej strony zabrał światu kawałek dobrej, zmuszającej do przemyśleń literatury. Po lekturze czułem podobieństwo i inspiracje "Władcą much", ale możliwe, że myślę tak tylko dlatego, że Steve bardzo ceni powieść Goldinga. Końcówka to taki brutalny cios w twarz, brutalna prawda, bez oczyszczenia.
- "Pies i Klecha: Tancerz", autorzy: Łukasz Orbitowski i Jarosław Urbaniuk. Druga powieść o niecodziennym duecie. Świetna i wciągająca lektura, tylko trochę pozostająca w cieniu pierwszej części, ale za to chyba z lepszym finałem i ciekawszą, międzynarodową intrygą. Tym, którzy nie znają jeszcze Enki i Gila gorąco polecam, ta seria to najlepsze horrory dekady.
- "Komórka", autor: Stephen King. Spodobała mi się ta wariacja na temat zombie-apokalipsy. Nie wirus, nie kometa, a impuls pochodzący z telefonu komórkowego zerujący mózg i zamieniający tych którzy z nich korzystali w stada włóczących nogami telepatów. Krwawy horror, ciekawa wizja końca cywilizacji i ogólnie niegłupia powieść. Czytało się bardzo fajnie, chociaż jak dla mnie kulało dawkowanie napięcia. Wynagradza to oczywiście kingowym językiem i opisami, ale do czołówki jego powieści mu sporo brakuje.
- "Pudełko w kształcie serca", autor: Joe Hill. Pierwsza powieść ukrywającego się pod pseudonimem syna Kinga. Nie jest to pisarstwo na miarę ojca, ale "Pudełko..." to i tak dobry, klasyczny horror z duchem. Trochę trudnych tematów, trochę ciężkich wspomnień, trochę straszenia i piekielny finał. Powieść z rockową duszą i do tego sprawnie napisana. Zacieram ręce i cieszę się na kolejne pozycje Hilla, chłopak może sporo zwojować.
Crap roku:
- "Kłamca 3 Ochłap sztandaru", autor: Jakub Ćwiek. Seria o Lokim - Kłamcy nigdy nie była literaturą wysokich lotów. Po prostu lekka fantastyka pełna mrugnięć okiem do wszystkich pożeraczy popkultury. Pierwszy tom lubię, drugi trochę mniej, ale na tyle, żeby sięgnąć po trzeci. Jednak to co Ćwiek w nim powypisywał jest totalnie niestrawne! Loki trafił do krainy na końcu tęczy i tyle go w powieści co kot napłakał. Apokalipsa urządzona przez piekielne demony, które przypominają te z serialu "1000 złych uczynków". Mnożące się w zastraszającym tempie idiotyzmy. Po prostu ręce opadają. Na szczęście został Ćwiekowi ostatni tom i chociaż wielu rzeczy się już nie wyprostuje to chociaż może się nim zrehabilituje i odgrzebie Kłamcę spod tej tony kupska, którą na niego zrzucił.
Dzięki dla Kamili i Rycha, którzy mi w tym roku pożyczali książki. I specjalne, olbrzymie podziękowania dla Buriala, który podarował mi super limitowany egzemplarz "Gniewu".
"Bezsenności w Tokio" nie czytałem ale wnioskuję po opisie że to zbliżone klimaty do "Snu_nr_9" Mitchella, który polecam gorąco. Trochę pokręcona ale miejscami refleksyjna historia chłopaka z prowincji który przyjeżdża do Tokio odnaleźć swojego ojca. Wracając do książki Bruczkowskiego to chętnie bym się z nią zaznajomił ale to jakiś cholerny rarytas jest :/ 40 dychy trzeba dać na allegro
OdpowiedzUsuńa sprawdzałeś stronę wydawnictwa? tam jest sklep i pamiętam, że jeszcze we wakacje było napisane, że książka jest dostępna (nawet po niższej cenie).
OdpowiedzUsuńano faktycznie, nie pomyślałem; co prawda nie jest chwilowo dostępna ale jest info o wznowieniu w "pierwszych tygodniach 2010" :-)
OdpowiedzUsuńJest info o wznowieniu, a kwiecień przyszedł i wznowienia nie widać
OdpowiedzUsuńJakby kogoś interesowało, jest wznowienie http://nakanapie.pl/book/20153/bezsennosc-w-tokio.htm
OdpowiedzUsuń