W 1993 roku powstał jeden z najbardziej dojrzałych i ciekawych seriali animowanych jakie wypuściły w świat w latach 90tych Stany Zjednoczone. Na dodatek Polacy mieli olbrzymie szczęście, bo telewizja RTL7 emitowała ów serial w swoim popołudniowym paśmie dla młodzieży - tym samym, w którym leciało kilkaset odcinków "Dragon Balla". O czym piszę? O "Exosquad". Kto oglądał ten z pewnością pamięta, tych których ominęła przyjemność mają czego żałować. Ta odpowiedź na japońskie anime, nie tylko fabularnie dorównywała produkcjom z Kraju Kwitnącej Wiśni, ale w moim odczuciu nadal ma sporo do powiedzenia w temacie. Serial został stworzony przez Willa Meugniota, który maczał palce w najlepszym serialu od Marvela - "X-Menach" (i kilku innych) i Universal Animation Studios, które w latach 90tych zrobiło kilka niezłych rzeczy, w tym serię "Pradawny Ląd".
Akcja "Exosquad" toczy się w XXII wieku i jak można się domyśleć, serial to science fiction w najczystszej formie. Bohaterami są członkowie elitarnego oddziału Able ExoFloty - dzielni ludzie, którzy prowadzą wojnę z Neosapiens - wyhodowaną przez siebie supersilną rasą, służącą jako niewolnicy przy kolonizacji Układu Słonecznego. Oprócz tego, że Neosapiens są wielcy, silni i brzydcy, to mają coś takiego jak rozum i wolną wolę, a co najważniejsze przez lata harówki w kopalniach, hutach i wszelkiego rodzaju budowach chcieli wolności. Korzystając z faktu, że flota ludzi ruszyła w kosmos walczyć z klanami piratów (wysyłanymi w przestrzeń przestępcami) przeszli do ofensywy. Podbili Mars, Wenus, Ziemię i w końcu zaprowadzili własny reżim. Pierwsze o czym należy wg mnie wspomnieć to złożone (jak na serial animowany) uniwersum. Oprócz obecnej wojny, wielokrotnie przywoływane są wydarzenia sprzed 50 lat, kiedy to Neosapiens złapali za broń po raz pierwszy. Tamten konflikt jest wspominany razem z całą masą wydarzeń (wielkich bitew, mniejszych walk, zdrad, sojuszy, badań), o których się rozmawia, które się jedynie wspomina, a które nigdy nie zostały pokazane. Dzięki temu stworzono ciekawą i niejednokrotnie bardzo skomplikowaną historię bohaterów. Wpływało na ich wzajemne relacje. Tworzyło się tło, dzięki któremu można było zrozumieć motywy ich działań. Obecnie nie ma w tym nic dziwnego, ale wtedy to była nowość. Zrobiono to dobrze i płynnie. Można się było wczuć, mieć przekonanie, że ogląda się coś wielkiego. Ta złożoność "Exosquadu" była tym co przyciągało przed telewizory trochę starszą widownie. Było latanie i strzelanie, ale czuło się, że to co leci, to coś więcej niż kolejny serial animowany.
Tak jak napisałem na początku, historia skupia się w głównej mierze na losach siedmiorga ludzi i jednego Neosapiens (walczącego ze swoimi pobratymcami) z oddziału Able i ich poczynania stanowią szkielet serialu. Są jednak odcinki, w których grają oni rolę drugorzędną. Mamy epizody o działaniach ziemskiego ruchu oporu, spiskowaniu oficerów w armii Neosapiens czy szeregowych żołnierzach zrzucanych na okupowane tereny. "Exosquad" poruszał się w tematyce wojennej, ale dotykał wielu ciężkich zagadnień (jak na "zachodni" serial animowany). Był rasizm, który potęgowały olbrzymie pokłady agresji po obu stronach konfliktu. Były poruszane kwestie moralne i etyczne dotyczące tworzenia nowego życia, niewolnictwa czy korzystania z inżynierii genetycznej. Neosapiens, które mogły powstać jedynie w laboratorium walczyły o stworzenie pokolenia mogącego się rozmnażać. Pamiętacie, żeby którykolwiek z seriali dotyczył podobnych tematów? Podejście do widza wyróżniało go wśród dziesiątek produkcji sci-fi. W amerykańskich serialach animowanych nie widziało śmierci bohatera (są oczywiście wyjątki). Tutaj twórcy uśmiercili nie tylko kilka postaci drugoplanowych, ale także dwie z tych najważniejszych - w tym głównego adwersarza Phaetona.
Sam Phaeton to chlubna postać wśród anonimowych antagonistów. Nie dość, że despotyczny, opętany chęcią mordu przywódca, z przeszłością której może się wstydzić, to jeszcze całkowicie rzeczywisty i pozbawiony jakiegokolwiek komizmu (bo dość często z tych złych w serialach Amerykanie robili sobie delikatnie mówiąc jaja). Zresztą dążenie do dominacji, hasła o wyższości rasy i budowa społeczeństwa Neosapiens przypominają Trzecią Rzeszę Niemiecką i teraz robiąc małe rozeznanie w temacie wyczytałem, że twórcy nie ukrywają, że chcieli żeby serialowa rzeczywistość przypominała tą z II WŚ.
To co czyni "Exosquad" wyjątkowe to przede wszystkim kompleksowa i rozbudowana fabuła, podejście do widza, ale także dbałość o szczegóły. Mamy logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy, każde wydarzenie ma swoje reperkusje, które prowadzą do kolejnego. Wiele, skądinąd świetnych, amerykańskich seriali animowanych (tych z lat 80tych i 90tych) miało budowę: nowy odcinek, nowa przygoda (czasem trafiała się dwu, bądź trzy odcinkowa historia). Tutaj wyglądało to zgoła inaczej. Uciekano schematom. Postaci ewoluowały, awansowały, zmieniała się ich rola. Działania wojskowe, jak chociażby odbijanie Wenus były dokładnie zaplanowanymi akcjami i trwały po kilka odcinków. To naprawdę było i jest rzadkością. Całość zaczynała się rekonesansem i akcjami dywersyjnymi, później przychodził czas na inwazję, walkami na różnych frontach i kończyło desperacką obroną niedobitków. I to wszystko pokazane z różnych perspektyw. Pokuszę się o użycie przymiotnika "epicki", "Exosquad" to kawał świetnego epickiego serialu. Pieprzoną wisienką na szczycie jest Exo. To najprawdziwsze mechy! Może nie takie gigantyczne roboty jak z Gundama, bardziej przypominające ładowarkę z "Obcego - Decydujące starcie" lub te z ostatniej części "Matrixa". Tyle, że maszyny w których walczyli bohaterowie były znacznie bardziej mobilne i uzbrojone. Animacja była bardzo dobra, może nie powalająca, ale te wszystkie większe lub mniejsze potyczki oglądałem z wypiekami na twarzy.
Serial liczy dwa sezony. Pierwszy liczy 13 odcinków, drugi jest trzykrotnie dłuższy. Kończy się to tak, że można mówić o zamkniętej historii. Ziemia zostaje wyzwolona, Neosapiens pokonani, ale zostawiono sobie otwartą furtkę do ewentualnej kontynuacji. Na horyzoncie pojawia się trzecia, tym razem obca rasa. Kolejny sezon (a jeszcze lepszym rozwiązaniem byłby pełnometrażowy film) mógł przynieść naprawdę dużo emocji. "Exosquad" jest całkiem nieźle dostępny. Można go znaleźć w sieci p2p, serwisach pokroju YT czy obejrzeć na Hulu (o ile się mieszka w USA). Coś co było świetne, gdy oglądało się to ponad dekadę temu nie zawsze wytrzymuje próbę czasu, więc nikogo nie namawiam. Może kogoś tym wpisem zachęcę i przytaknie mi później, że ta produkcja jest ponadczasowo dobra.
Akcja "Exosquad" toczy się w XXII wieku i jak można się domyśleć, serial to science fiction w najczystszej formie. Bohaterami są członkowie elitarnego oddziału Able ExoFloty - dzielni ludzie, którzy prowadzą wojnę z Neosapiens - wyhodowaną przez siebie supersilną rasą, służącą jako niewolnicy przy kolonizacji Układu Słonecznego. Oprócz tego, że Neosapiens są wielcy, silni i brzydcy, to mają coś takiego jak rozum i wolną wolę, a co najważniejsze przez lata harówki w kopalniach, hutach i wszelkiego rodzaju budowach chcieli wolności. Korzystając z faktu, że flota ludzi ruszyła w kosmos walczyć z klanami piratów (wysyłanymi w przestrzeń przestępcami) przeszli do ofensywy. Podbili Mars, Wenus, Ziemię i w końcu zaprowadzili własny reżim. Pierwsze o czym należy wg mnie wspomnieć to złożone (jak na serial animowany) uniwersum. Oprócz obecnej wojny, wielokrotnie przywoływane są wydarzenia sprzed 50 lat, kiedy to Neosapiens złapali za broń po raz pierwszy. Tamten konflikt jest wspominany razem z całą masą wydarzeń (wielkich bitew, mniejszych walk, zdrad, sojuszy, badań), o których się rozmawia, które się jedynie wspomina, a które nigdy nie zostały pokazane. Dzięki temu stworzono ciekawą i niejednokrotnie bardzo skomplikowaną historię bohaterów. Wpływało na ich wzajemne relacje. Tworzyło się tło, dzięki któremu można było zrozumieć motywy ich działań. Obecnie nie ma w tym nic dziwnego, ale wtedy to była nowość. Zrobiono to dobrze i płynnie. Można się było wczuć, mieć przekonanie, że ogląda się coś wielkiego. Ta złożoność "Exosquadu" była tym co przyciągało przed telewizory trochę starszą widownie. Było latanie i strzelanie, ale czuło się, że to co leci, to coś więcej niż kolejny serial animowany.
Tak jak napisałem na początku, historia skupia się w głównej mierze na losach siedmiorga ludzi i jednego Neosapiens (walczącego ze swoimi pobratymcami) z oddziału Able i ich poczynania stanowią szkielet serialu. Są jednak odcinki, w których grają oni rolę drugorzędną. Mamy epizody o działaniach ziemskiego ruchu oporu, spiskowaniu oficerów w armii Neosapiens czy szeregowych żołnierzach zrzucanych na okupowane tereny. "Exosquad" poruszał się w tematyce wojennej, ale dotykał wielu ciężkich zagadnień (jak na "zachodni" serial animowany). Był rasizm, który potęgowały olbrzymie pokłady agresji po obu stronach konfliktu. Były poruszane kwestie moralne i etyczne dotyczące tworzenia nowego życia, niewolnictwa czy korzystania z inżynierii genetycznej. Neosapiens, które mogły powstać jedynie w laboratorium walczyły o stworzenie pokolenia mogącego się rozmnażać. Pamiętacie, żeby którykolwiek z seriali dotyczył podobnych tematów? Podejście do widza wyróżniało go wśród dziesiątek produkcji sci-fi. W amerykańskich serialach animowanych nie widziało śmierci bohatera (są oczywiście wyjątki). Tutaj twórcy uśmiercili nie tylko kilka postaci drugoplanowych, ale także dwie z tych najważniejszych - w tym głównego adwersarza Phaetona.
Sam Phaeton to chlubna postać wśród anonimowych antagonistów. Nie dość, że despotyczny, opętany chęcią mordu przywódca, z przeszłością której może się wstydzić, to jeszcze całkowicie rzeczywisty i pozbawiony jakiegokolwiek komizmu (bo dość często z tych złych w serialach Amerykanie robili sobie delikatnie mówiąc jaja). Zresztą dążenie do dominacji, hasła o wyższości rasy i budowa społeczeństwa Neosapiens przypominają Trzecią Rzeszę Niemiecką i teraz robiąc małe rozeznanie w temacie wyczytałem, że twórcy nie ukrywają, że chcieli żeby serialowa rzeczywistość przypominała tą z II WŚ.
To co czyni "Exosquad" wyjątkowe to przede wszystkim kompleksowa i rozbudowana fabuła, podejście do widza, ale także dbałość o szczegóły. Mamy logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy, każde wydarzenie ma swoje reperkusje, które prowadzą do kolejnego. Wiele, skądinąd świetnych, amerykańskich seriali animowanych (tych z lat 80tych i 90tych) miało budowę: nowy odcinek, nowa przygoda (czasem trafiała się dwu, bądź trzy odcinkowa historia). Tutaj wyglądało to zgoła inaczej. Uciekano schematom. Postaci ewoluowały, awansowały, zmieniała się ich rola. Działania wojskowe, jak chociażby odbijanie Wenus były dokładnie zaplanowanymi akcjami i trwały po kilka odcinków. To naprawdę było i jest rzadkością. Całość zaczynała się rekonesansem i akcjami dywersyjnymi, później przychodził czas na inwazję, walkami na różnych frontach i kończyło desperacką obroną niedobitków. I to wszystko pokazane z różnych perspektyw. Pokuszę się o użycie przymiotnika "epicki", "Exosquad" to kawał świetnego epickiego serialu. Pieprzoną wisienką na szczycie jest Exo. To najprawdziwsze mechy! Może nie takie gigantyczne roboty jak z Gundama, bardziej przypominające ładowarkę z "Obcego - Decydujące starcie" lub te z ostatniej części "Matrixa". Tyle, że maszyny w których walczyli bohaterowie były znacznie bardziej mobilne i uzbrojone. Animacja była bardzo dobra, może nie powalająca, ale te wszystkie większe lub mniejsze potyczki oglądałem z wypiekami na twarzy.
Serial liczy dwa sezony. Pierwszy liczy 13 odcinków, drugi jest trzykrotnie dłuższy. Kończy się to tak, że można mówić o zamkniętej historii. Ziemia zostaje wyzwolona, Neosapiens pokonani, ale zostawiono sobie otwartą furtkę do ewentualnej kontynuacji. Na horyzoncie pojawia się trzecia, tym razem obca rasa. Kolejny sezon (a jeszcze lepszym rozwiązaniem byłby pełnometrażowy film) mógł przynieść naprawdę dużo emocji. "Exosquad" jest całkiem nieźle dostępny. Można go znaleźć w sieci p2p, serwisach pokroju YT czy obejrzeć na Hulu (o ile się mieszka w USA). Coś co było świetne, gdy oglądało się to ponad dekadę temu nie zawsze wytrzymuje próbę czasu, więc nikogo nie namawiam. Może kogoś tym wpisem zachęcę i przytaknie mi później, że ta produkcja jest ponadczasowo dobra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz