piątek, 16 maja 2008

Iron Man

Wczoraj miałem okazję odwiedzić jedno z łódzkich kin i obejrzeć "Iron Mana". Wbrew obawom, które pojawiły się u mnie, gdy tylko usłyszałem o filmie i które pogłębiły się po obejrzeniu pierwszego trailera, film okazał się pierwsza klasa. Niestety, nie udało mi się wykonać założonego wcześniej planu. Przez pół roku nie nadrobiłem zaległości i nie zapoznałem się w większym stopniu z tą postacią, więc nie mam bladego pojęcia czy film wykorzystywał jakiekolwiek wątki znane z komiksów (oprócz Starka w zbroi) czy był po prostu nową wersją losów bohatera.
Recenzji "Iron Mana" jest już na pęczki i chyba w każdej wychwalają Roberta Downey Jr. – tu nie będzie inaczej. Zaczynam od niego, gdyż Robert moim zdaniem ciągnie ten film swoją osobą. Jest jego najjaśniejszym punktem i czyni "Iron Mana" rewelacyjnym. Tony Stark, w którego rolę się wcielił jest po prostu kapitalny. Kobieciarz, opój, imprezowicz. Z takim samym urokiem podrywa dziewczyny i sprzedaje broń masowego rażenia. Z ciętym żartem, olbrzymią charyzmą i gigantycznym ego ten cynik nie da się nie lubić. Przez całe życie sprzedając technologie wojskowe żyje sobie jak boża krówka, nieświadomy ile zła czyni rzucając na rynek kolejny rodzaj pocisku. Nagle staje się obiektem agresji i ofiarą broni, którą sam stworzył. Po wpływem tych wydarzeń ulega przemianie. Z uwięzionego przez terrorystów cynicznego konserwatysty, przemienia się miłującego pokój liberała. Po powrocie do Stanów, Stark zamyka swoje zakłady zbrojeniowe, wstrzymuje wszelkie dostawy, a w domowym zaciszu buduje zbroję, którą wykorzystuje później do walki ze złem, które pomógł stworzyć. Pomaga mu przyjaciel Murzyn i seksowna sekretarka, a głównym przeciwnikiem Tonego okazuje się nie zbrojna organizacja, a jego współpracownik, który zaszłej w nim przemiany nie jest w stanie zrozumieć i dalej dozbraja każdego kto zapłaci.
Można się spodziewać po filmie masy akcji, nawalanki co dziesięć minut i jednej wielkiej rozpierduchy na sam koniec, ale tak nie jest. Pół filmu wprowadzenia. Przedstawienia postaci i motywowania jego dalszych działań. Sporo humoru na początku, później umoralniania. Drugie pół to budowanie zbroi plus kolejna dawka gagów i ostateczna konfrontacja z przeciwnikiem. Mamy w zasadzie z trzy większe potyczki: ucieczkę Starka z jaskini Talibów, interwencję Iron Mana w Afganistanie i pojedynek z Iron Mongerem (ha, co za nazwa Iron Monger – Sprzedawca z Żelaźniaka), które stanowią jedynie góra 20% całości. Spodziewałem się większej ilość akcji i byłem trochę zdziwiony, ale okazuje się, że w tym filmie takie proporcje są idealne. Stark, którego praktycznie nie znałem, okazał się tak absorbującą postacią, że wynagrodził całkowicie wszelkie zgrzyty (jak chociażby jego cuda na kiju jakie nawyczyniał w tej ziemiance i kiepskie wykorzystanie niektórych bohaterów).
Dostałem film, który w pełni spełnia oczekiwania jakie mam idąc do kina na ekranizację komiksu. Był to taki mix filmu akcji, komedii, częściowo dramatu, z głównym bohaterem, który nie jest wymoczkiem, którego trzeba lubić i który czując odpowiedzialność za swoje czyny zaczyna działać. Walka dobra ze złem, bez zbędnej dziecinady, traktowania widza jak debila, gmatwania wątków i przynudzania. Ponad dwie godziny świetnej zabawy i dowód na to że odpowiednia obsada to klucz do sukcesu i że na ekranizacje Marvela jednak warto chodzić do kina*.

* chociaż trailer "The Incredible Hulka", który puszczali przed "Iron Manem" jakoś specjalnie do tego nie zachęca.

2 komentarze:

  1. ja chcę jeszcze raz!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. W pełni się z Tobą zgadzam mate. :)
    Marvel się coraz bardziej wyrabia w przemyśle filmowym. I przyznam się, że też za bardzo nie znałem postaci Iron Mana przed obejrzeniem filmu. Znałem go jedynie baardzo ogólnikowo, ale po seansie trochę o nim poczytałem i dowiedziałem się, że film oczywiście został dostosowany do naszych czasów, bo oryginalnie Stark został porwany i zbudował swoją pierwszą zbroję w czasie wojny w Wietnamie.

    No i widzę, że ostatnio też słuchasz soundtracku z tego filmu. :D Całkiem udany jest, brakuje mi tylko jakiejś mocnej przeróbki kawałka "Iron Man" Sabbathów. ;)

    OdpowiedzUsuń