poniedziałek, 19 maja 2008

And the winner is...

Już jakiś czas minął, sprawa może wydawać się już przebrzmiała, ale pochwalę się tymi małymi sukcesami. Co mi szkodzi? Wygrałem w trzech konkursach. A! No i wczoraj skończyłem pisać tą pieprzoną pracę licencjacką.

28 kwietnia polski serwis Stephena Kinga obchodził szóste urodziny. W związku z tym na stronie odbywała się masa konkursów i tak się ładnie złożyło, że wygrałem w jednym "Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika" – jednej z dwóch książek Kinga, których nie mam w kolekcji.

Podczas majówki miał również rozwiązanie konkurs recenzencki na Carpe Noctem. Dostałem wyróżnienie za recenzje pierwszego tomu "Baśni". Wysłałem z myślą o zgarnięciu komiksowej adaptacji "Jestem legendą" albo o "Miejskich legendach", ewentualnie o książce Joe Hilla. Na półce stanie jednak "Meduza" Thomasa Thiemeyera. Myślę, że to taka odpowiednia lektura na wakacje. Moja Kamila za recenzję "Krainy traw" dostanie "Brudną robotę" Christophera Moora. Też super.

Trzeci konkurs odbył się na blogu Kamila Śmiałkowskiego i polegał na poleceniu serialu, którego autor nie zna i który by go zainteresował. Nagrodą było DVD, ale nadal nie mam pojęcia jakie. Najpierw zaproponowałem "Deadwood" i "Carnivale", jednak trzecią, zwycięską propozycją był "Day Break". Dzisiaj będzie właśnie o "Day Breaku", bo serial świetny, a chyba niedoceniony i mało znany.


"Day Break" to historia detektywa Bretta Hoppera. Dzień z którym przyjdzie mu się zmierzyć zaczął się całkiem normalnie. Obudził się obok swojej dziewczyny, wziął prysznic, pojechał do siebie, by nakarmić psa. Po drodze kupił kawę, odebrał pocztę. Nagle do jego mieszka wpada oddział antyterrorystów. Hopper zostaje aresztowany jako podejrzany o morderstwo asystenta prokuratora okręgowego, z którym współpracował przy rozbijaniu lokalnej mafii. Trafia na przesłuchanie, później do aresztu, z którego w nocy zostaje uprowadzony. Na terenie kamieniołomów porywacze oświadczają mu, że jeżeli nie przyzna się do morderstwa zaczną zabijać jego najbliższych, po czym pokazują nagranie, na którym strzelają do jego dziewczyny - Rity i usypiają zastrzykiem. Hopper budzi się o brzasku, ponownie u boku swojej dziewczyny, w jej mieszkaniu, tak jakby poprzedni dzień nie istniał. Pozostaje tylko pamięć w jego umyśle o tym, co zaszło poprzedniego dnia. Od tej chwili będzie starał się rozwiązać sprawę zabójstwa Garzy ratując jednocześnie swoich najbliższych przed śmiercią, a dzień wydaje powtarzać się w nieskończoność.

Ten serial to taki "Dzień świstaka" tyle, że bez wiecznie skrzywionej gęby Murray'a i w ujęciu kryminalnym. Główny bohater rozwiązuje po kawałku zagadkę, każdego dnia dopasowuje do rozwiązania inny fragment. Szuka informacji, próbuje oczyścić się z zarzutów, ukryć broń na której są jego odciski palców, przesłuchać podejrzanego, uciec z miasta. Wydaje się, że ma ułatwione zadanie, bo może próbować do skutku, wybrać najlepszą metodę, poprowadzić rozmowę kilka razy, tak by otrzymać odpowiedni rezultat. Jednak niejednokrotnie będzie musiał dokonywać trudnego wyboru jak chociażby poświęcenie rodziny lub znajomych tylko po to by popchnąć śledztwo do przodu i mając w głowie myśl, że następny dzień może nie być już powtórką. Twórcy pokusili się również na wprowadzenie odrobiny mistyki i tak nie mamy tutaj czystego science fiction. Brettowi udaje się z niemałym wysiłkiem stopniowo, w małym stopniu zmieniać dzień, a w swoim śledztwie odkrywa, że nie jest jedynym, który nie może zerwać kartki w kalendarzu.

Za serial odpowiada Roba Bowmana, człowiek związany z takimi produkcjami, jak "Z Archiwum X", "Samotni strzelcy" czy "Star Trek: Następne pokolenie", scenariusz napisał nieznany mi Paul Zbyszewski (taki polski akcent), a w obsadzie pojawiają się aktorzy znani z innych kapitalnych produkcji. W główną rolę wcielił się Taye Diggs i swoją grą pociągnął serial. Trzeba przyznać, że jego postać wzbudza sympatię i autentycznie można mu kibicować. Zresztą z małymi wyjątkami cała obsada wypadła świetnie. Dwóch detektywów usilnie próbujących dopaść Hoppera zagrali Mitch Pileggi (który grał w "Z Archiwum X" Waltera Skinnera) oraz Adam Baldwin (który grał Jayne w "Firefly" Jossa Whedona). Kobiety otaczające detektywa, począwszy na siostrze, a na partnerce skończywszy stworzyły fajne i zapadające w pamięć kreacje. W epizodach można zobaczyć sporo znanych twarzy: Nestora Carbonella (długowieczny Richard z "Zagubionych"), Dona Franklina (znanego z "SeaQuestu"), Jima Beavera (Boby z "Supernatural") czy Jonathana Banksa, który swoją facjatą straszył w dziesiątkach różnych produkcji.

Z serialem wiąże się również dość przykra historia. Zaplanowano go na 13 epizodów i z racji tego, że niektóre wydarzenia to praktycznie te same sceny, mające zmienione jedynie dialogi, nakręcono całość (na szczęście). Po emisji sześciu odcinków stacja ABC zrezygnowała z puszczenia kolejnych siedmiu, tłumacząc spadkiem oglądalności. Wydawałoby się, że kolejny fantastyczny serial poszedł do piachu. Jednak ABC umieściła go w sieci i można było po kilkumiesięcznej przerwie poznać świetne zakończenie. Osobiście tłumaczę sobie to niepowodzenie tym, że Amerykanie zwyczajnie nie złapali konwencji. W tym nieszczęściu można się dopatrywać jednak pewnej jasnej strony. "Day Break" był zaplanowany na jeden sezon i dopięto go na ostatni guzik. Wszystkie wątki zamknięto, całość wygląda super i nie będzie kontynuowania na siłę, które mogłoby te dobre wrażenia popsuć.

Serial był emitowany w Polsce na kanale AXN pod tytułem "Ten sam dzień". Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz