środa, 14 kwietnia 2010

Spirala

Prawie miesiąc mojego kolejnego braku aktywności. Stosik zaległości książkowych, filmowych i komiksowych, które chciałbym opisać robi się coraz większy, rozpoczętych tekstów przybywa, a czasu, chęci albo jednego i drugiego ciągle brakuje. Trochę to straszne, bo codziennie spędzam przed komputerem jakaś tam część dnia. Jako że jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej, to postaram się znaleźć kilkadziesiąt minut na przerwę... dokończenie bądź spisanie tego co już dawno powinno być na flcl.

"Ring" znany jest w Polsce dość dobrze i nie ma co się oszukiwać, zawdzięcza to głównie filmom. Ludzie kojarzą morderczą kasetę, która w ciągu tygodnia powodowała zgon, dzięki amerykańskiemu remake'owi Verbinskiego, który pokazywało TVN i japońskiemu oryginałowi Nakaty, który puszczała telewizja publiczna. A zresztą oba grano w kinach i są dostępne na DVD oraz w sieci p2p. Powieść Kojiego Suzuki, na podstawie której zostały nakręcone, znana już jest trochę słabiej, ale wierzę, że Wydawnictwo Znak nie zaliczyło na niej wpadki. O ile mnie pamięć nie myli, doczekała się ona dodruku i była popularna nie tylko w kręgach miłośników horrorów. Zebrała też bardzo dobre recenzje. Tym bardziej dziwi fakt, że wydawca nie poszedł za ciosem i nie wydał kolejnych części, bo japońskiej powieści grozy u nas tyle co kot napłakał. Od wydania "Ringu" minęło już 6 lat, wystarczająco długo, aby stracić nadzieję. I tak jak w przypadku "Dark Water", przestałem się oglądać i zakupiłem brytyjski egzemplarz "Spiral" - drugiej powieści o historii morderczej kasety.


Mimo, że i Japończycy, i Amerykanie, nakręcili swoje kontynuacje "Ringu" to "Spiral" Suzukiego jest całkowicie "świeżą" rzeczą. Podejmuje historię zaraz po wydarzeniach, które kończyły pierwszą powieść. Ciało Ryuji'ego Takayamy, profesora filozofii, któremu ostatecznie nie udało się uciec przed klątwą Sadako, trafia do kostnicy. Sekcję ma przeprowadzać Mitsuo Ando, jego dawny kolega ze szkoły medycznej, obecnie główny patolog szpitala uniwersyteckiego i przy okazji główny bohater książki. Znajduje on na ciele Ryuji'ego skrawek papieru z ciągiem liczb, które bierze za kod - wiadomość od swojego zmarłego kolegi. Rozszyfrowuje to... i jak można się domyśleć pakuje się w sam środek zemsty Sadako na rodzaju ludzkim.

Ando zaczyna prowadzić własne dochodzeni. Dostaje w ręce raporty Kazuyukiego Asakawy (głównego bohatera "Ringu") i wraz z kolegą lekarzem, odkrywa przerażającą prawdę o tym czym jest ów Ring i co tak naprawdę spotykało ludzi, którzy obejrzeli kasetę. Tytułowa spirala odnosi się do łańcucha DNA, i chociaż Suzuki nadal straszy nas złowrogim połączeniem świata duchów i technologii, to więcej w książce elementów naukowych, znanych chociażby z powieści Michaela Crichtona. Mamy sporo genetyki, wirusologii, medycyny, a także kryptologii. Bohaterowie sporo dywagują i niestety, jak dla mnie, momentami w tym aspekcie Koji przesadził. Za dużo naukowej paplaniny i budowania kolejnych teorii. I to kosztem mniejszej ilości trzymającego w napięciu śledztwa. Nie oznacza to jednak, że książka jest słabym horrorem. Momentów wywołujących dreszcze czy gęsią skórkę jest sporo, a Suzuki buduje w kilku scenach klimat tak gęsty, że autentycznie można się bać. Ale najważniejsze... "Spiral" przewraca znaną nam mitologię (o ile można o takiej mówić) do góry nogami i nie są to rozwiązania, które wszystkim przypadną do gustu. Co więcej, jestem pewien, że większość zacznie uważać to za zniszczenie legendy i nawet zarżnięcie klimatycznej opowieść o wkurzonym i nie dającym się przebłagać duszysku. Przyznam się, że pewne zabiegi i zwroty akcji mnie drażniły, ale wynik końcowy wydaje mi się na tyle ciekawy i satysfakcjonujący, że jestem to w stanie wybaczyć. Aczkolwiek, każdy musi przeczytać i ocenić to samemu.


Koji Suzuki wchodzi w "Spiral" na zupełnie inny poziom przedstawienia historii. Sprzedaje czytelnikowi coś, z czym osobiście się jeszcze nie spotkałem - umieszcza powieść "Ring" w fabule "Spiral" tworząc tym samym dziwny, ale jakże ciekawy pomost między fikcją literacką, a rzeczywistością. "Spirala" mimo, iż napisana później i opowiadająca o wydarzeniach późniejszych, równie dobrze można czytać jako pierwszą (chociaż w takim przypadku popsujemy sobie całkowicie przyjemność z lektury "Ringu"). Od strony językowej nie potrafię Kojiemu niczego zarzucić. Pisze cholernie sugestywnie i obrazowo, świetnie kreśli postaci i ma bogaty język. Nazywanie go japońskim Kingiem może jednak wprowadzić w błąd - jego pisarstwo jest całkowicie różne od Króla Horroru, chociaż równie przyjemne w obcowaniu. Zresztą tych kolejnych Stephenów Kingów, na świecie, jak i w samej Polsce, jest zdecydowanie za dużo.

"Spiral" polecam wszystkim, którym "Ring" przypadł do gustu. Teraz zaczynam polowanie na kolejne powieści Suzukiego. Umieram z ciekawości czym mnie ten facet zaskoczy w "Loop".

2 komentarze:

  1. a czy blogowanie nie powinno byc przyjemnością a nie udręką?
    piszesz ze masz tyle zaleglości i wiesz co myśle? ze powinienes je wszystkie spuścić w kanał. weź się za rzeczy aktualne, pisz na bieżąco bo się nigdy nie wygrzebiesz z tych zaległości i przerwy w umieszczaniu notek beda jeszcze dłuższe.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie twierdzę że jest udręką ;) Lubię to robić, chociaż nie zawsze mam na to ochotę ;) To jak z piciem piwa czy czytaniem książek chociażby ;)

    No i część tego może i oleję, ale na pewno kilka zostawię, bo wydają mi się ciekawe.

    pozdrawia ;)

    OdpowiedzUsuń