piątek, 24 lipca 2009

Baja Bay'a Vol. 2

Zbierałem się do tego wpisu trzy tygodnie, jak nie dzisiaj to chyba nigdy. Pierwszy, pełnoprawny wpis na flcl dotyczył "Transformersów" Bay'a. Jeżeli komuś nie chce się czytać, tego co pisałem prawie dwa lata temu, to w skrócie przypomnę, że film bardzo mi się podobał. Wybrałem się do kina mimo kilkudziesięciu negatywnych recenzji i komentarzy moich znajomych. I bawiłem się wyśmienicie. Tego roku było podobnie (ale jedynie w kwestii ilości negatywnych opinii). Film grali już prawie tydzień i gdzie bym nie wszedł tam każdy wylewał wiadro pomyj na część drugą. W zasadzie zarzuty pokrywały się z tymi z 2007 roku: kiepskie aktorstwo, infantylność, idiotyczny scenariusz, patetyczne gadki Optimusa Prime'a i fatalny montaż, więc specjalnie się nie przejąłem. Byłem naszykowany na delikatny spadek formy, ale miały mi to wynagrodzić stada napierdzielających się robotów. "Transformers: Zemsta upadłych" mnie zwyczajnie rozczarował, daleki jestem do równania go z ziemią, ale jest to jednak dużo gorszy sequel.

Nadal utrzymuję, że do filmu należy podchodzić z dużą rezerwą i marginesem tolerancji, bo przecież oparte to jest na linii zabawek. Także totalną rozpierduchę, niemożliwe akrobacje i urządzenie służące do likwidacji Słońca ukryte w piramidzie akceptuję i lubię. Jednak co za dużo głupoty to niezdrowo. Miał być luźny odmóżdżacz, ale żeby to co widać na ekranie strawcić do końca trzeba się odmóżdżyć całkowicie. Po prostu stężenie idiotyzmów jakie zaserwowali nam twórcy jest tak przeraźliwie wysokie, że momentami aż niemożliwe do zaakcepotwania. I tak dostajemy terminatora-transformersa w wydaniu hot sex, jest z dupy wzięta teleportacja, mamy małego Decepticona który lubi gwałcić nogę Megan Fox i bezsensowne wycieczki głównych bohaterów po opustoszałym Egipcie. Największym kuriozum jest jednak niebo Autobotów do którego trafia Sam i doznaje robo-objawienia. Dobijają Bliźniaki - umysłowo opóźnione Autoboty, były agent Simmons chwalący się swoimi majtkami, pierdzący spadochronem dziadek Jetfire, ale chyba najbardziej żenujący w tej gromadzie są rodzice Sama, których tak naprawdę w tym filmie nie powinno być. Większość debilizmów na których zdecydowanie za bardzo skupili się scenarzyści przyprawiała salę kinową nie o śmiech, a o zgrzytanie zębów.

Co do dalszych zarzutów. Kamila stwierdziła, że jak na film o robotach zmieniających się w samochody dostaliśmy za mało fajnych samochodów. Przez większą część filmu mamy tylko żółte Camaro i te dwa małe Chevrolety (Beat i Trax). Fajne wyścigowe furki widać trochę w pierwszej scenie w Azji, którą i tak trwa zdecydowanie za krótko! Później tylko wojsko, wojsko, maszyny budowlane i wojsko. Mówiłem wojsko? Samych robotów jest zdecydowanie więcej, ale znowu nie poświęcono im wystarczającej ilości taśmy, by mogły zagrać coś poza mięsem armatnim w finale filmu. Jak dla mnie brakowało całkowicie suspensu. W pierwszej części była jakaś tajemnica, element zaskoczenia, jakaś historia, której finał chcielibyśmy poznać. W dwójce postawiono na ilość wszystkiego, kierując się zasadą "byle dużo" zapomniano, że historia to też ważny element... nawet w filmach dla dzieci, nastolatków i geeków.

Co mogę pochwalić? Głównie te kilka wyczesanych scen akcji, których na mój gust było jednak za mało. Szanghaj i pościg Optimusa za Demolishorem, pojedynek w lesie i walka Bumblebee z Rampagem i Ravagem, gdzie żółty pokazuje, że potrafi coś więcej niż ćwierkać to dla mnie najjaśniejsze momenty tego filmu. Efekty specjalne naprawdę świetne , warto było wydać te kilkanaście złotych właśnie dla tych wszystkich katastrof, dynamizmu i kapitalnej pirotechniki. Świetny był design robotów, momentami żałowałem, że jestem w kinie, a nie oglądam tego z pilotem w ręku i nie mogę sobie cofnąć jakiejś transformacji albo zrobić stop klatki i poprzyglądać się detalom.

Podsumowując: największą wadą "Transformers: Zemsta upadłych" jest to, że tego co dobre (robotów, aut zmieniających się w roboty, robotów zmieniających się w auta i walk robotów) jest zwyczajnie za mało, a tego co nudne, słabe i głupie dali zdecydowanie za dużo. Do jedynki, pewnie jeszcze wrócę, do dwójki już raczej nie.

2 komentarze:

  1. mogę? mogę? muszę komuś pojechać ;) jeśli czyta się /bej/ to pisze się "baya" ;)

    a tak BTW to screenshot jest okropny - jakieś fajerwerki, khe? to ma być rozpierducha?

    OdpowiedzUsuń
  2. w url jest "baya" ;)
    co do screenshota to nie mam nic na swoją obronę, teraz tak na niego patrzę i rzeczywiście lipny. pewnie miałem jakieś wczesno popołudniowe zamroczenie.

    OdpowiedzUsuń