sobota, 1 września 2007

Baja Bay'a

Tak wiem.
Słowo "bajka" nie jest słowem odpowiednim. Bajka to żartobliwy utwór (najczęściej) wierszowany, który zawiera morał. "Transformers" (2007) lepiej chyba więc nazwać "filmem rysunkowym", tyle że do końca rysunkowy nie jest. Konwencją się jednak wpasowuje, więc określenie to jest w miarę trafne. Najnowszy film Michaela Bay'a, aktorska wersja filmu rysunkowego - kreskówki, której początek dała seria zabawek grają już w Polsce dwa tygodnie. Cholernie dziwiłem się krytyce tej produkcji. Serio. Po wielkich robotach zmieniających się w przeróżne pojazdy raczej nie należy się spodziewać ambitnej superprodukcji (chociaż "ambitna" i "superprodukcja" chyba nigdy nie idą w parze). To Transformersy! Kto wymaga głębi od czegoś takiego? W kilkudziesięciu komentarzach jakie przeczytałem przed wybraniem się do kina tylko kilka było pozytywnych. Większość natomiast równała ten film z ziemią. Główne zarzuty: kiepskie aktorstwo, infantylność, idiotyczny scenariusz, patetyczne gadki Optimusa Prime'a i fatalny montaż.


Mimo, że mi go odradzano, mówiono, że pieniądze w błoto wyrzucę i że film to rozrywka dla dzieciaków, poszedłem z ukochaną i bawiłem się fantastycznie. Ludzie chyba zapomnieli, że to wymysł Hasbro i pierwotnie miała się tym dzieciarnia w piaskownicach bawić, a spodziewali się bóg wie czego. Mnie micha się cieszyła w zasadzie przez cały seans. Było szybko, efektownie i bajerancko. Ten film jeżeli chodzi o warstwę audio-wizualną jest zajebisty! Efekty specjalne na poziomie takim, że musiałem zbierać co jakiś czas szczękę z podłogi. Roboty biegają, robią uniki, zmieniają się, skaczą, rzucają samochodami (dla odmiany takimi, które w nic się nie zmieniają), strzelają i cholera wie co jeszcze - nie zdążyłem zobaczyć. Rany! Przecież to samo co widziałem na ekranie, robiłem piętnaście lat temu podczas zabawy moimi zabawkowymi Transformersami. Wtedy też wszystko latało i było miażdżone przez plastikowe Autoboty. Jasne, były momenty, które tworzyły typowy komediowo-familijny klimat, ale ja się nawet dałem temu porwać i śmiałem się na głos. Były momenty zwątpienia, jednak to co Transformersy robią z miastem pod koniec filmu po prostu zwyczajnie wszystkie negatywy wymazały mi z pamięci.


Może jeszcze jestem dzieciakiem? Może nadal czuję takie kino? A może zwyczajnie ludziom jest trochę wstyd się zachwycić ciężarówką Peterbilt, która robi nawrót o 180 stopni, w zasadzie w miejscu? Ten film mnie po prostu urzekł. Poczułem się jak dzieciak, cieszyłem się jak dzieciak, kibicowałem Autobotom jak dzieciak. Zdaję sobie sprawę z jego niedociągnięć, ale wydaje mi się, że ludzie którzy gnoją ten film jednocześnie się ośmieszają. To tak jakby zarzucać filmom Disney'a to, że są za bardzo disnejowskie.
Rzadkość: nie mogę się doczekać sequela!

Oficjalna strona filmu.

6 komentarzy:

  1. No i taka opinia mi się podoba :) Mnie akurat ten film nie interesuje na tyle by iść na niego do kina - akurat w tym miesiącu leciało wiele innych filmów, które chciałem w kinie zobaczyć (a wczoraj jeszce "28 tygodni później" weszło)

    OdpowiedzUsuń
  2. mój faworyt to Optimus Prime. taki Papcia Smerf - odważny, sprawiedliwy, szlachetny i kochany ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie podobał mi się ten film. A najlepsze aktorstwo pokazały samochody- roboty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie to rewelacja jest. Dostałem dokładnie to, czego oczekwiałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. bajka to fajna piosenkarka, śpiewająca z bonobo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze napisane. Ja przed seansem byłem nastawiony na lekki i przyjemny wizualnie film akcji, w którym główną rolę grają efekty specjalne. Po obejrzeniu byłem strasznie zadowolony. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy spodziewali się po komputerowo zrobionych robotach dobrego aktorstwa.

    OdpowiedzUsuń