Zaległości komiksowych ciąg dalszy. Nie wiedziałem kto to jest Charles Burns i co to za komiks jego autorstwa wydała Kultura Gniewu do czasu, gdy jesienią 2007 Kamila nie podsunęła mi pod nos recenzji z Przekroju, nie pokazała palcem i nie powiedziała "chcę to mieć". Nadal nie wiem kim jest Burns, ale wiem, że ma facet łeb i przy tym parę w łapie. Nadrobiłem braki, komiks przeczytałem dwa razy i chciałem się podzielić krótko moim przemyśleniami, bo "Black Hole" to świetna rzecz.
Zacznę od rysunków, bo tutaj sprawa zdawałoby się jest dość prosta - są fantastyczne. Spodobały mi się w zasadzie od razu. Na pierwszy rzut oka, czarno-białe ilustracje wydawały się proste, sterylne, ale przy tym bardzo klimatyczne. Po dłuższym obcowaniu dostrzegłem ich upiorność. Burns swoją kreską w doskonały sposób pokazuję brzydotę, serwuje makabryczne i obrzydliwe obrazy. Kreuje świat mroczny, nieprzystępny i tajemniczy. Czytelnik obcuje sobie z uśmiechniętą, wydawałoby się beztroską młodzieżą, a zaraz później zostaje rzucony w pełen chorych wizji i koszmarnych snów świat, i to tak bez najmniejszego ostrzeżenia. Przy tym wszystkim autor daje dowód, że umie też narysować coś pięknego, bo udaje mu się uchwycić niewinność i urodę głównej bohaterki, która w dużej mierze kontrastuje z otaczającym ją światem. Urzekła mnie kompozycja. Plansze, kadry, idealne operowanie czernią i bielą - wszystko sprawia wrażenie perfekcyjności. Nie ma co się dziwić, według tego co napisano na obwolucie, autor rysował swoje dzieło ponad 10 lat.
"Black Hole" to komiks o dorastaniu, a żeby być dokładnym, o nieprzyjemnych stronach dorastania czy nawet takich, których nigdy osobiście się nie doświadczyło. Burns pokazuje nam grupkę młodzieży z przedmieścia, wśród której panuje dziwna choroba przenoszona drogą płciową. Zarażenie się nią skutkuje bardzo różnie - przede wszystkim większymi lub mniejszymi deformacjami ciała. Już blurb ostrzega, że choroba nie jest najważniejsza, że to tylko element układanki, środek do wyznaczenia pewnej granicy. Śledzimy poczynania bohaterów, ich miłostki i miłości, konflikty i wszechogarniającą bezradność. Widzimy jak pomiędzy kolejnymi imprezkami wkraczają w dorosłe życie. Zmierzają się z przygnębiającą codziennością, brakiem akceptacji, bezmyślnością otaczających ich ludzi, gdzie jedyną rozsądną ucieczką jest wypalenie w samotności skręta. Budząca się seksualność, pragnienie odrębności muszą walczyć z społecznymi zapatrywaniami się, zdaniem ogółu, akceptacją kolegów i znajomych. Będąca poza nawiasem grupka zdeformowanych zarażonych wybrała życie wyrzutków. Zamieszkali w lesie, gdzie popadają w apatię i obojętność. Rodzi się wrogość i wzajemna nienawiść. Rzeczywistość "Black Hole" przypomina koszmar, z którego nie można się obudzić. Bohaterowie w niej grzęzną, topią się, zostają przez nią pożarci.
Trudno pisać o fabule tego komiksu, bo nie dość, że jest wielowątkowa i nieliniowa to tak naprawdę główną rolę odgrywają emocje i odczucia. To historia zmierzająca gdzieś, ale to gdzieś, oprócz tego że jest konkluzją, będzie dla każdego chyba czymś innym. Jeżeli miałbym się pokusić o zakwalifikowanie "Black Hole", wskazanie jakiejś przynależności gatunkowej powiedziałbym, że to społeczny horror psychologiczny. Coś czego King doszukiwał się z różnym skutkiem, w filmowych horrorach w "Danse Macabre", tutaj mamy podane jak na dłoni. Pokazanie problemów dorastającej młodzieży, gdzie elementem nadprzyrodzonym jest tajemnicza, objawiająca się potwornymi deformacjami choroba, która można traktować jako odzwierciedlenie młodzieńczych obaw, jak i również jak brak samoakceptacji. "Black Hole" to komiks idealny do wielokrotnego zagłębiania się i zgłębiania pod kątem symboliki. To również coś ponadczasowego, bo chociaż się dzieje w połowie lat 70tych to jednak, problemy nastolatków zawsze będą podobne.
To fantastycznie dobra powieść graficzna. Wydana po prostu pięknie (gruby papier, świetna oprawa). Przyjemność z obcowania jest naprawdę wysoka. Polecam.