piątek, 11 lipca 2008

Rycerz Gotham

Ósmego lipca na sklepowe półki w Stanach trafił "Batman: Gotham Knight", czyli jak sądziłem taki smaczek przed premierą "The Dark Knight". Sześć krótkich animowanych opowieści wyreżyserowanych przez sześciu reżyserów ze scenariuszem sześciu scenarzystów. Trzy razy sześć. Według zapowiedzi twórców akcja miała rozgrywać się między wydarzeniami znanymi nam z "Batmana: Początek", a tymi które poznamy w najnowszym filmie Nolana. Jak się okazało "Batman: Gotham Knight" to nie żaden smaczek, ale pełnowartościowe danie i jak sądzę najdojrzalszy i chyba zarazem najlepszy animowany Batman. Wyznanie to wychodzi spod moich palców bardzo ciężko, bo jestem olbrzymim fanem kreskówek Timma. Muszę przyznać, że "Rycerz Gotham" jest nie tylko fantastyczny od strony wizualnej, ale i również cholernie miodny. Po nieobecności w "The Batman" wraca Kevin Conroy – jedyny prawdziwy głos Bruce’a Wayne’a i jego mroczniejszego wcielenia, więc nie tylko ogląda się to fantastycznie, ale i słucha.
Na pierwszy ogień idzie "Have I Got A Story For You". Opowieść utrzymana w konwencji znanej z jednego z odcinków (i pewnie z tuzina innych rzeczy, ale akurat ja znam to stamtąd) "The New Batman Adventures" mianowicie z "Legends of the Dark Knight". I tam, i tutaj mamy grupkę dzieciaków, które opowiadają sobie historie o Batmanie. Każde ma własną wizję bohatera i każde uważa, że ma rację. Oczywiście na koniec pojawia nam się Batman z przeciwnikiem i zaczynają okładać się po gębach. O ile dobrze pamiętam w "TNBA" łomot dostał Firefly (chyba jedyny łotr z Gotham, który dał się pokonać Melowi Gibsonowi). Tutaj mamy jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego, wyposażonego w masę gadżetów człowieka w czerni. Historia jest opowiadana "od tyłu", a Gacka przedstawiono jako gigantycznego nietoperza, który odrywa swoim ofiarom głowy (sweet), wielkiego, skaczącego po budynkach robota i jako żywy cień (chyba najfajniejsza wizja). Za animację odpowiadało Studio 4°C i jeżeli chodzi o wykonanie to ten odcinek przypomina bardzo ich olśniewające wizualnie "Tekkon Kinkreet" i sympatyczne "Beyond" - historię o błędach Matrixa umieszczona w "The Animatrix". Żyjące miasto, dynamiczna i bardzo szczegółowa kreska, lekko karykaturalne postaci, i chociaż akcja dzieje się w dzień i wrzucono trochę wątków komediowych, to klimacik jest. Zakończenie, mimo iż oczywiste, ogląda się bardzo przyjemnie. W kolejnym segmencie - "Crossfire" na główny plan wychodzi dwójka detektywów: Anna Ramirez i Crispus Allen (głosu użycza mój ulubiony kryminalistyk Gary Dourdan). Policjanci z polecenia Gordona eskortują do Arkham przestępcę złapanego przez Batmana. Allen jest sceptycznie nastawiony do pomocy udzielanej przez Mrocznego Rycerza. Ramirez próbując wyprowadzić go z błędu, pokazuje mu poprawę jaka zachodzi w okolicy. Pech chce, że trafiają w sam środek mafijnych porachunków. Oczywiście pojawia się Batman, ratuje Crispusa przed niechybną śmiercią w eksplozji i zdejmuje po kolei przeciwników. "Crossfire" animowało Production I.G znane ze wstawki w pierwszym "Kill Billu" i fantastycznego serialu "Ghost in the Shell". Odcinek mroczny, z fantastyczną sekwencją z płonącym Batmanem i dobrą pointą na koniec.
W "Field Test" Lucius Fox daje Bruce’owi nowy gadżet, który wytwarzając bardzo silne pole magnetyczne potrafi odbijać przyciski. Wayne zabiera oczywiście nowinkę w teren by sprawdzić jej działanie w kontaktach z bandziorami. W porównaniu z poprzednimi dwoma segmentami "Field Test" wypada średnio. Głównie ze względu na bardzo mangową animację studia Bee Train przez którą Batman wygląda jak jakiś rycerz zodiaku, ale też scenariusz jakoś specjalnie mnie nie urzekł. Zakończenie przewidywalne i dość typowe, ale jak sądzę dzięki tej historii mamy znacznie pełniejszy obraz motywów jakimi kieruje się facet w pelerynie, który stawia życie innych (nawet tych złych) ponad swoim własnym. Średnim odcinkiem jest również piąta historia - "Working Through Pain" robiona do scenariusza Briana Azzarello (jednego z niewielu nazwisk, które kojarzę w liście płac). Za animację po raz kolejny odpowiadało Studio 4°C, jednak tym razem postawiono na bardziej klasyczną kreskę, a szkoda. Jest nadal przyjemnie dla oka, mrocznie kiedy trzeba, ale wydaje mi się, że zabrakło pazura który by pociągnął historię. Batman poważnie ranny szuka wyjścia z kanałów, w które zapuścił się ścigając przestępcę. Próbując opanować ból wspomina swój pobyt w Indiach i nauki pobierane od wyklętej fakirki. Najjaśniejszym punktem jest sama końcówka, bo kilka dialogów, prawie romans i bójka w wykonaniu młodego Bruce’a nie są specjalnie interesujące.
Ostatnią opowieścią w tej antologii jest "Deadshot". Jak można się domyśleć mamy tutaj pojedynek z... Deadshotem – zabójcą, który specjalizuje się w zadaniach niewykonalnych i chełpi się opinią człowieka która nigdy nie pudłuje. Kolejnym celem snajpera doskonałego ma być James Gordon - komisarz, który zalazł za skórę wszelkiej maści bandziorom. Mimo ochrony policji musi interweniować Batman. Na dachu pędzącego pociągu dochodzi do nierównej walki – pięści kontra kule. Rezultat jest oczywisty, jednak dla Wayne’a zwycięstwo miało dużo większe znaczenie, gdyż stanie na wprost dymiącej lufy pistoletu przypomniało dzień, w którym stracił rodziców. Animację robiło Madhouse, jak dla mnie czołówka jeżeli chodzi o anime. Są piękne efekty świetlne i bogata sceneria. Jak dla mnie "Deadshot" jest świetne. To według moich standardów taka klasyczna historia z Gackiem. Najwyższe miejsce na podium jednak należy się historii czwartej. "In Darkness Dwells", bo o nim mowa jest również animacją robioną przez Madhouse, tyle że tym razem jest zdecydowanie straszniejszej. Ma miejsce porwanie kardynała O'Fallona. Napastnik opisywany jest jako ponad dwumetrowy jaszczurzo podobny potwór, a świadkowie są pod działaniem gazu produkcji Scarecrowa. Batman rusza do kanałów i trafia na samego Killer Croca (który wygląda trochę dziwnie, ale jestem chyba zbytnio przyzwyczajony do kreacji jaką stworzył Timm), napompowanego gazu strachu. Potwór przegrywa walkę, dostaje strzała z antidotum, ale wcześniej udaje mu się zarazić Batmana toksyną. Mroczny Rycerz rusza dalej. Ramie w ramie z narkotycznymi wizjami przemierza podziemia i w końcu odnajduje Jonathana Crane’a. Sposób przedstawienia walki, kolorystyka, jak i sceneria przywiodły mi na myśl jakiś piekielny krąg. Serio! Ci szaleni kultyści, latające wszędzie nietoperze, jednooki demon z kosą, świetne efekty dźwiękowe i mocna muzyka - skojarzenie nasunęło się samo. To Hell and Back. Trzeba pochwalić Madhouse, bo w bardzo fajny sposób wykorzystali spowolnienia czasu (zresztą nie tylko w tym segmencie) i zaserwowali nam najciekawszą, a przy okazji pełną akcji historię. "In Darkness Dwells" to coś naprawdę mocno zapadającego w pamięć.
"Batman: Gotham Knight" to jedna średnia, trzy bardzo dobre i dwie fantastyczne opowieści. To przede wszystkim dojrzałe historie z Człowiekiem Nietoperzem. Sporo tutaj nawiązań do tragicznej śmierci rodziców Bruce’a, motywów jakimi kieruje i wartości jakie wyznaje ta postać. Istnieje coś takiego jak psychologia postaci. Jest mrocznie, dość brutalnie i czuć klimat znany z "Batmana: Początek". To jedna z animowanych produkcji ze świata DC, która otrzymała w UK kategorię wiekową od 15 lat z uwagi na sceny przemocy i obecność krwi. Porównuje się tą antologię do "Animatrixa" i muszę przyznać, że coś w tym jest. Przede wszystkim obie pozycje łączy wykorzystanie animacji znanej z anime, i ten styl w obu przypadkach się sprawdza, chociaż w "Rycerzu Gotham" brakowało mi jakichś bardziej znanych reżyserów. Drugą wspólną cechą jest wypełnianie luki między częścią pierwszą, a kolejnymi. Zamysł świetny, tyle, że historie ze świata Matrixa cierpiały na poważną wadę, nie było tam interesującego bohatera. Całość była zbyt porwana, segmenty nie pasowały do siebie i tym samym wydało mi się to mało ciekawe (chociaż nie całkowicie). W przypadku Batmana dostałem coś do czego będę wracał wielokrotnie (już wracam!) i jak sądzę spokojnie może to funkcjonować samodzielnie. Muszę posiadać "Batman: Gotham Knight", najlepiej wersję dwupłytową. Wspaniała rzecz! Na moją ocenę z pewnością ma wpływ sentyment do Batmana i Conroy'a, ale nie sądzę, żebym trafił na lepszą animowaną adaptację amerykańskiego komiksu z superbohaterem. Prawdziwy mus!

Oficjalna strona antologii

1 komentarz:

  1. miałem sięgnąć po tą produkcję - teraz wiem że muszę po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń