Wsiadasz do samochodu i wyjeżdżasz z parkingu. Na skrzyżowaniu skręcasz w lewo, w ulicę która dzieli miasto na dwie nierówne części. Prowadzą cię tory tramwajowe. Znasz drogę na pamięć. Każdą dziurę, każdą wystającą studzienkę. Asfalt oświetlają zimne, żółtawe światła latarni. Neonów jest jak na lekarstwo. Gdzieś miga z błędem napisany "kebab", zielony krzyżyk oświetla trupie twarze pod drzwiami apteki. To nie NeoTokio, niestety. Tam mimo północy pewnie stałbyś w korku. Tutaj mija cię jedynie patrol policji. Dobrze, że ściągnąłeś kaptur. Połowa drugiej dekady XXI wieku, ale twoje miasto nocą wygląda tak samo od nastu lat. Iluminacje kościoła i grodu obronnego, remontowany park, hotel w starej fabryce, w której jeszcze jako student robiłeś pierwszy urban exploring. Jeszcze zanim ktokolwiek pomyślał, że to będzie modne, ty piłeś piwo ze znajomymi na dachu, na którym teraz jest basen. To się zmieniło. I elewacje urzędów. Z głośnika leci muzyka elektroniczna. Dawniej byłby metal. Gdybyś miał dwanaście palców wytatuowałbyś na kłykciach IMFUCKINMETAL. Teraz już raczej 2HELL&BACK. Ambient sączy się do uszu, a ty wciąż nie możesz uwierzyć, w datę którą pokazuje ci wyświetlacz LED z deski rozdzielczej.
"Powinniśmy już mieć latające samochody" myślisz, kiedy wjeżdżasz na obwodnicę. Droga prosta jak stół, do tego pusta. Możesz depnąć. Przed wyjściem czytałeś artykuł o żołnierzach, którzy powrócili z Iraku. Ktoś to podlinkował, podlajkował, wyświetliła to twoja tablica. Był nudny wieczór, z nudów kliknąłeś i nie możesz wyjść z podziwu, że gdzieś tam są sztuczne kończyny, które poruszają myślami weterani. których miny albo samochody pułapki pozbawiły ich własnych. A ty siedzisz w dwudziestoletnim oplu-szmelcaku. Co prawda wyciskasz nim nadal lekko sto czterdzieści i nigdy cię nie zawiódł. Ale to nie jest latający samochód. Coś poszło zdecydowanie nie tak jak powinno.
A gdzieś tam, w tajnych laboratoriach google, fejsbuka, a może nawet amazona prowadzone są badania na superkomputerach zrobionych z playstation 4. Piszą algorytmy i tworzą prawdziwy XXI wiek. Prawdziwą przyszłość. Science fiction które czytałeś za szczyla, i które rozbudzało twoją wyobraźnię do granic możliwości. Tworzą SI. Tworzą roboty. Tworzą wszystko o czym sobie wymarzyłeś. Tworzą też twoje koszmary. Te scenariusze, o których jest chociażby "Matrix" albo "Terminator" (w tej części dziejącej się w przyszłości).
"Ex Machina", bo o niej teraz myślisz, to historia zdolnego programisty, który wygrywa konkurs i leci spędzić tydzień ze swoim genialnym szefem, latynoamerykańskim Zuckerbergiem. Tydzień w laboratorium w dżungli z seksowną Azjatką, która uwielbia tańczyć... można się rozmarzyć. Przechodząc do konkretów... Zuckerberg stworzył SI, a zadaniem zdolnego programisty, który jak się później okazuje, konkursu nie wygrał, jest ocenić czy to naprawdę SI. To film opierający się głównie na dialogach i chemii między postaciami. Zamknięte środowisko momentami cię przytłacza. Widzisz, że obraz jest pełen teorii, które tak naprawdę tylko fani sci-fi ogarniają. Wydawałoby się, że to może nie chwycić, a jak już chwyci to tylko ograniczone grono odbiorców. Że niby takie suche rozmowy o teście Turinga, badanie czy próbowanie się z komputerem, to tylko i wyłącznie coś co przyciągnie nerdów.
Nic bardziej mylnego. Atmosfera jest elektryzująca, napięcie, szczególnie w drugiej połowie filmu, nie opuszcza widza ani przez chwilę. Widzisz to po towarzystwie. Wszystko, w bardzo lekki sposób tłumaczone, co zaskakuje, bo spodziewasz się, że od łopatologii będzie cię bolał łeb. Jeżeli wybrałeś się na film z ludźmi, którym tematyka jest zupełnie obca, to po seansie oddychasz z ulgą, bo im się bardzo podobało. Bo "Ex Machina" to film wymagający i angażujący, jednocześnie daje satysfakcję i zmusza to refleksji. Zostajesz na literach z metalicznym posmakiem w ustach, bo z emocji przygryzłeś wargę i zastanawiasz się, czy jeszcze wszystko jest po staremu. Czy gdzieś tam, w zamkniętych laboratoriach nie ma fabryki człekokształtnych robotów, które udają głupsze niż są naprawdę? Czy Asimo, którego nam pokazują dla beki Japończycy ma nas cały czas uspokajać, że "Hej! Jeszcze przed nami daleka droga!"?
Zjeżdżasz z obwodnicy, ale to jeszcze nie koniec, bo jeszcze kawałek musisz przejechać. Bo jeszcze twoje myśli cały czas błądzą. Bo ta przyszłość o której czytasz, którą oglądasz na ekranie jest gdzie indziej. Tu masz miasto, któremu odbija się cały czas zmianami jakie zaszły w latach 90tych. Ale niedługo będzie ciąg dalszy. Czekaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz