"
Hard Boiled", 3-zeszytowa opowieść o cyborgu, któremu wydaje się, że jest człowiekiem, maszynie mającej poważne problemy z psychiką. Główny bohater nie wie dokładnie jak się nazywa, nie jest do końca pewny zawodu, który wykonuje, w zasadzie wszystko mu się miesza. Kupuje na obiad hamburgery chociaż zdaje się, że ich nie lubi, a koszmary senne, w których morduje bez litości swoich oponentów zdają się być nader prawdziwymi wspomnieniami.
Scenariusz napisał
Frank Miller, a
Geof Darrow ożywił ją swoimi super szczegółowymi rysunkami. Całość jest utrzymana w klimatach cyber-punkowych, ale mimo wszechobecnego futuryzmu to co widzimy, czyli olbrzymie samochody z "płetwami", chromowanymi atrapami i kierownicami wielkimi jak koła sterowe w parowcach czy też budynki z mrugającymi neonami i całą masa przeróżnych automatów, przywodzi raczej na myśl lata 50-te w USA. Wypada to nad wyraz dobrze. Taki powrót do przeszłości w przyszłości.
Jeżeli istnieje jakaś choroba u rysowników, która objawia się manią detalu to Goef Darrow z pewnością ją ma. Jego rysunki opływają w szczegółach, dwustronicowe kadry po prostu się podziwia. Można autentycznie bawić się w liczenie wyrzucanych przez olbrzymie pistolety łusek, dziur po kulach, śmieci, ludzi w tle. Napisów na murach, szyldach, reklam, pudełkach, butelkach i puszkach jest więcej niż dialogów. No i trzeba przyznać, że to zaprezentował Darrow jest ładne. Może nie jest czytelne, ale nie można mu odmówić talentu i z pewnością te wszystkie gigantyczne karambole czy kataklizm jaki sprowadza główny bohater na niewinnych przechodniów nie mógłby wyglądać lepiej.
Scenariuszowo niestety komiks jest słaby. Historia, po odpowiednim rozbudowaniu, mogła być naprawdę fajna. Ograniczono ją niestety właśnie tylko do kolejnych morderstw, strzelanin, wybuchów, pościgów. W zasadzie brakowało mi tam jakiejś głębszej myśli. Nie rozwinięto należycie psychiki bohatera (a możliwości były duże), nie wyeksponowano również w żaden sposób nikogo poza nim. Po Millerze spodziewałem się czegoś bardziej niepokojącego, dającego możliwość pomyśleć, a tu dostałem totalną rzeźnię, oczywiście cholernie przyjemną dla oka, ale nic poza tym. Opinia jakoby "Hard Boiled" zostało napisane jako krytyka komiksów, które epatują przemocą i wulgaryzmami, a nie skupiają się na głębszych, trudniejszych tematach jakoś do mnie nie przemawia. Podobno Miller wysyłając nierozpisany scenariusz spodziewał się czegoś zupełnie innego ze współpracy z rysownikiem, a to co otrzymał minęło się zupełnie z jego wizją, więc nie wiem czy ta cała krytyka nie jest zwyczajnym dorabianiem historii. Tym bardziej nagroda Eisnera w kategorii Najlepsza Para Scenarzysta/Rysownik to moim zdaniem lekka przesada.
Zdaniem podsumowania. "Hard Boiled" to jednorazowa lektura, ale do wielokrotnego oglądania.
Podobno można to traktować również jako luźną adaptacja opowiadania "The Electric Ant" Philipa K. Dicka. Nie wiem czy to prawda, nie czytałem.
Ach! Egmont ma wydać w przyszłym roku jako 128-stronicowy TPB.