czwartek, 30 września 2010

30 Day Movie Challenge - Epilog

30 Day Movie Challenge się skończyło. Na podsumowanie wrzucam całą listę. Jeżeli kogoś interesuje uzasadnienie to klikać i czytać. Guru niedawno zrobił swój challenge z tym, że jego pytania są ciut inne. Może coś do tego dołożę i w przyszłym roku zrobię sobie drugą edycję.

Dzień 1. The best movie you saw during the last year
"Obywatel Kane"


Dzień 2. The most underrated movie
"Dziewiąta sesja"


Dzień 3. A movie that makes you really happy
"Krwawa uczta"


Dzień 4. A movie that makes you sad
"Źródło"


Dzień 5. Favorite love story in a movie
"Odlot"


Dzień 6. Favorite made for TV movie
"Kobieta w czerni"


Dzień 7. The most surprising plot twist or ending
"Oldboy"


Dzień 8. A movie that you’ve seen countless times
"Terminator 2: Dzień sądu"


Dzień 9. A movie with the best soundtrack
"Donnie Darko"

Dzień 10. Favorite classic movie
"Rashômon"


Dzień 11. A movie that changed your opinion about something
"Rękopis znaleziony w Saragossie"


Dzień 12. A movie that you hate
"Pora mroku"


Dzień 13. A movie that is a guilty pleasure
"Strach na wróble"


Dzień 14. A movie that no one would expect you to love
"Moulin Rouge!"


Dzień 15. A character who you can relate to the most
Totoro


Dzień16. A movie that you used to love but now hate
"Spawn"


Dzień 17. A movie that disappointed you the most
"Wiedźmin"


Dzień 18. A movie that you wish more people would’ve seen
"Zagadka zbrodni"

Dzień 19. Favorite movie based on a book/comic/etc.
"Skazani na Shawshank"

Dzień 20. Favorite movie from your favorite actor/actress
"Infiltracja" / DiCaprio


Dzień 21. Favorite action movie
"Obcy. Decydujące starcie"


Dzień 22. Favorite documentary
"Królik po berlińsku"

Dzień 23. Favorite animation
"Akira"

Dzień 24. That one awesome movie idea that still hasn’t been done yet
Ekranizacje prozy Łukasza Orbitowskiego


Dzień 25. The most hilarious movie you’ve ever seen
"Sprzedawcy"

Dzień 26. A movie that you love but everyone else hates
"Zapach śmierci"


Dzień 27. A movie that you wish you had seen in theaters
"Gwiezdne Wojny: Część III - Zemsta Sithów"


Dzień 28 Favorite movie from your favorite director
"Coś" Carpentara


Dzień 29. A movie from your childhood
"Park Jurajski"


Dzień 30. Your favorite movie of all time
"Podziemny krąg"

30 Day Movie Challenge #30

Day 30
Your favorite movie of all time

I tym oto wpisem dobrnąłem do końca 30 Day Movie Challenge. A teraz ten mój ulubiony, najulubieńszy film... Z nimi to mam tak, że na każdym etapie życia (nie miałem ich znowu tak dużo) się zmieniają. W podstawówce był inny, w liceum był innym i na studiach też był / jest inny. Pewnie kiedy założę rodzinę to mi się zmieni, ale na tą chwilę najbardziej ulubionym jest "Podziemny krąg" Finchera. Chyba nie ma zaskoczenia. Nie będę się rozpisywać, bo mam zamiar w przyszłości o "Podziemnym kręgu" coś jeszcze napisać i nie chcę się powtarzać. Kiedyś usłyszałem, że dlatego ludzie uwielbiają "Fight Club", bo to nie tylko film, ale stan umysłu. I nawet się z tym trochę zgadzam.

środa, 29 września 2010

30 Day Movie Challenge #29

Day 29
A movie from your childhood

Dla każdego kto cierpiał na początku lat 90tych, tak jak ja, na dinomanię, ten tytuł jest bardziej niż oczywisty. "Park Jurajski" Stevena Spielberga przyczynił się, że mój pokój zaroił się od setek rysunków, dziesiątek zabawek, czasopism i książek o dinozaurach. Jeżeli miałbym określić temat przewodni mojego dzieciństwa to były nim właśnie dinozaury. Olbrzymi komplet gumowych gadów, który dostałem na pierwszej gwiazdce w górach, dinozaur, którego zgubiłem (a następnego dnia znalazłem) na plaży podczas pierwszego wyjazdu nad morze, świecący w ciemności szkielet, którego nigdy nie udało mi się złożyć w całości, bo ominąłem numer z najważniejszą dla mnie czaszką T-Rexa. Sporo tego było.

wtorek, 28 września 2010

30 Day Movie Challenge #28

Day 28
Favorite movie from your favorite director

"Coś" Carpentera. Jestem pełen bezgranicznego uwielbienia dla tego filmu. Więcej o nim pisałem w zeszłym roku, przy okazji tekstu o moich ulubionych strasznych filmach, więc zainteresowanych odsyłam do pierwszej pozycji tamtego zestawienia. A John... no cóż... ten facet to gigant, któremu z którego rąk wychodziły same kultowe filmy. Nawet gdyby już do końca życia miał kręcić takie "Duchy Marsa" to i tak będzie u mnie numerem 1.

poniedziałek, 27 września 2010

Se-Ma-For Festiwal // Scary Puppets (ten najlepszy)

Wczoraj miałem napisać o najfajniejszej krótkometrażówce jaką miałem okazję obejrzeć podczas piątkowego pokazu Scary Puppets na Se-Ma-For Festiwal, ale oczywiście mi zeszło i zapomniałem. Także nadrabiam!


Najlepszym w moich oczach okazał się prawie półgodzinny fiński quasi horror "Elukka" ("Animal"). Jest to historia ojca i syna, którym przyszło żyć we wiosce nawiedzanej każdego wieczoru przez złe moce i atakowanej przez wilkołaka. Po stracie kolejnej owcy ojciec postanawia zapolować na potwora, co kończy się tym, że zostaje przez niego ugryziony. Ta lekarka, którą możecie zobaczyć powyżej to obiekt jego westchnień, ale też i źródło jego dalszych kłopotów. Tej samej nocy, kiedy zostaje on ugryziony, pani doktor potrąca jego syn, który poszedł łapać zbłąkaną owcę. W wyniku pomyłki mózg dziecka zostaje zamieniony z mózgiem zwierzęcia. Te nieoczekiwane przemiany będą źródłem masy zabawnych gagów.

"Animal" to komedio-horror pełną gębą. Mamy oczywiście masę rekwizytów charakterystycznych dla kina grozy. Ciemny las, wilkołaka, dziwną, złowrogą roślinność, a także eksperymenty naukowe, wzięte jakby z chorego snu doktora Frankensteina.

W mojej opinii to także najlepiej animowany film wieczornego pokazu. Większość produkcji ocierała się w znaczny sposób o pełne entuzjazmu amatorstwo. Natomiast ta fińska produkcja to w pełni profesjonalny film, gdzie możemy podziwiać nie tylko płynnie poruszające się i świetne wyglądające lalki (z kapitalną i przezabawną mimiką), ale również i pełne ruchomych elementów dalsze plany. Zresztą najlepiej przekonać się samemu. Tatu Pohjavirta na swoim kanale Vimeo umieścił "Animala", także nic nie stoi na przeszkodzie żebyście w domowym zaciszu zapoznali się z tą kapitalną animacją. Gorąco polecam!


Geek's Five #9





30 Day Movie Challenge #27

Day 27
A movie that you wish you had seen in theaters

"Gwiezdne Wojny: Część III - Zemsta Sithów" - jedyne Gwiezdne Wojny, których nie widziałem w kinie i żałuję. Jest kilkadziesiąt filmów, które lubię zdecydowanie bardziej i które zasługiwałyby również dużo bardziej na taki seans, ale zawsze jak myślę sobie o sadze to czuję, że w tym wypadku głupio postąpiłem, że nie wydałem kasy na bilet. Na pięciu być w kinie i odpuścić sobie ostatnią... no tak dziwnie po prostu.

niedziela, 26 września 2010

30 Day Movie Challenge #26

Day 26
A movie that you love but everyone else hates

Trudny punkt, bo chyba nie ma aż takich rozbieżności. Zazwyczaj mam tak, że kocham dobre albo kultowe filmy. Ale jak się zastanowić to jest taki horror, który bardzo mi się podobał, a który I Kamila, i przeważająca większość moich znajomych zmieszała z błotem - "Zapach śmierci". Wydał mi się interesujący z kilku powodów. Przede wszystkim ciężko mi się było domyśleć co jest grane. Rozważałem różne scenariusze... porwanie kosmitów, strefę mroku, a na to akurat nie wpadłem. Podobała mi się postać tego enigmatycznego i cholernie dziwnego mordercy i to że jednego z bohaterów zrobiono ślepym. Może nie kocham, po prostu miło wspominam ten film i uważam, że jest gnojony przesadnie. Ot, solidny, amerykański horror. Nic lepszego mi nie przyszło do głowy.
Dzisiaj zamiast trailera scena kibelkowa.

sobota, 25 września 2010

Se-Ma-For Festiwal // Duży Se-Ma-For + Maska + Scary Puppets

W Łodzi, od czwartku do niedzieli, odbywa się pierwszy Se-Ma-For Film Festival. Impreza z okazji 100-lecie filmu lalkowego jest praktycznie w całości poświęcona właśnie tego typu animacji. Kamila wybrała 4 pokazy, ale wszyło, że poszliśmy tylko na 3 (z czego jeden całkowicie inny, niż zamierzaliśmy). Każdy był na swój sposób bardzo dobry i zapewnił dobrej rozrywki.


Pierwszym punktem programu był Duży Se-Ma-For 2, czyli wybór krótkometrażówek skierowanych dla starszego widza (a dokładniej druga część tego wyboru). Otwierająca animacja poddała to jednak w wątpliwość. "Ptak nie ptak" o kanarku, który chciał żyć na wolności, był przynajmniej wg mnie, wybitnie dla dzieci. Ale nie tylko z powodu złego doboru nie przypadł mi do gustu. Był strasznie naiwny, podłożone głosy były bardziej niż drażniące i chyba sam pomysł został kiepsko wykorzystany. "Dowcipy z brodą" tego samego reżysera, Edwarda Sturlisa, były znacznie lepsze. Na całość składało się kilka miniaturek - były zabawne i nawet zaskakujące. Przynajmniej dla mnie te dowcipy brody nie miały. Średnio mi podeszło również "W 10 minut dookoła świata", które przedstawiało typowe scenki z kilku wybranych krajów. Straszny banał, chociaż pomysł i sposób animacji - postaci, przedmioty i dalszy plan wykonane były z literek i figur geometrycznych - robił wrażenie. Reszta animacji wyświetlanych w tym bloku była o wiele lepsza.

"Człowiek i Anioł" o aniele stróżu, który odciągając swojego podopiecznego od kolejnych używek sam im uległ, urzekał zabawnymi lalkami, lekkim humorem i morałem. "Ostrożność" na podstawie Gałczyńskiego to nic innego jak Teatrzyk Zielona Gęś, z twistem i charakterystycznym humorem. "Uwaga diabeł!" to chyba najzabawniejszy z tego zestawu krótki metraż. Wyraźnie podzielony na dwie części, co w sumie można odebrać jako wadę, bo żeby akcja się rozwinęła trzeba chwilę poczekać. W pierwszej połowie mamy pokaz magika, którego z zafascynowaniem obserwuje widownia (tutaj moim zdaniem były najzabawniejsze lalki ze wszystkich oglądanych wczoraj filmach), w drugiej szaleństwa diabełka, którego ów magik powołał do życia. Sporo świetnych pomysłów, zabawne gagi i co najważniejsze - czuć było magię z tej miniatury. Kolejnym bardzo zabawnym dziełem byli "Hydraulicy" - dramat życiowy prosto z PRL-u. Ekipa majstrów próbuje naprawić przeciek, a dewastuje cały blok. "Hydraulicy" przypomnieli mi o genialnym filmie "Pieczone gołąbki" Tadeusza Chmielewskiego. Tu i tu, bumelancka ekipa, która w nosie ma własność innych ludzi, doprowadza swoją "pracą" do kolejnych awarii. Brakowało tylko poety. Najlepszym natomiast filmem na tym pokazie był bezapelacyjnie "Worek". Interesująca animacja, świetne pomysły i cholernie mądry przekaz. To jedna z najbardziej oryginalnych miniaturek robionych metodą poklatkową jaką widziałem. Animowano przedmioty codziennego użytku nadając im czasami niecodzienne role. Podczas walki worka z parasolem śmiała się cała sala. Zawsze po obejrzeniu takich cudeniek mam ochotę kupić zestaw DVD z tymi wszystkimi kapitalnymi animacjami, by cieszyć się nimi kiedy tylko mam ochotę.

Na koniec, bo też jako ostatni leciał, zostawiłem sobie najnowszego "Danny Boya" Marka Skrobeckiego. Historia chłopaka, który wyróżnia się spośród bezmózgiego tłumu, zakochuje się i postanawia dostosować do reszty. Świetna metafora ogłupionego społeczeństwa, niepokojąca i lekko nieprzyjemna atmosfera samotnego i niezwykle smutnego człowieka, podszyta czarnym humorem. No i dobra animacja. Do tego ta ballada zawsze na mnie dziwnie działa i cholernie wzrusza.


Następna w programie była łódzka premiera "Maski" Braci Quay (dwie wcześniejsze były w Londynie i Poznaniu). Zrobiona na zamówienie Instytutu Kultury Polskiej w Londynie i Instytutu Adama Mickiewicza adaptacja prozy Stanisława Lema, kręcona w łódzkim studiu Se-Ma-Fora była najbardziej wymagającym i nieprzyjemnym, a jednocześnie hipnotycznym, wciągającym i intrygującym filmem jaki wczoraj oglądałem. Swoją atmosferą grozy, gęstym klimatem i nieprzystępnymi, obrzydliwymi wręcz lalkami była nawet trochę odpychająca. Surowy głos Magdaleny Cieleckiej, która w teatralny sposób, jakby do taktu, czytała kwestie tylko to potęgował. A jednak nie sposób było się od "Maski" oderwać. A po 25 minutach, gdy seans się zakończył, byłem zadowolony. Mnie się ten film bardzo podobał. To moje drugie spotkanie z twórczością Quay'ów, pierwszy raz miałem z ich pracą do czynienia w filmie "Frida" Julie Taymor, ale o tym dowiedziałem się później tego wieczoru i przed pokazem "Maski" nie wiedziałem czego się spodziewać. Trochę zmieszany byłem lichymi oklaskami. Publiczności chyba się takie ciężkie klimaty nie do końca spodobały, spora ilość osób opuściła salę zaraz po napisach, nie zostając na planowej dyskusji Marcina Giżyckiego, Kuby Mikurdy i Adriany Prodeus dotyczącej Quay'ów i książki - wywiadu rzeki z tymi reżyserami. A akurat ona, dla mnie, totalnego laika w temacie, była cholernie ciekawa i z pewnością wczorajszy wypad na ten festiwal byłby niepełny gdybym ją ominął. Na sali był też prezes wytwórni - Zbigniew Żmudzki, który opowiedział trochę o Quay'ach i "Masce". W sumie też pierwszy raz byłem świadkiem tak rzeczowej rozmowy, całkowicie obeznanych w temacie osób. Nawet w programach telewizyjnych nie spotykam się z równie interesującą, pełną anegdot i informacji dyskusji.

Trzecim i dla mnie chyba najważniejszym, punktem wczorajszego wieczoru był przegląd horrorów lalkowych "Scary Puppets". Oczywiście tutaj też przyszła masa przypadkowych ludzi, która nie wiem czego się spodziewała, chyba kolejnej "Piły". Rozmawiali, śmiali się, dyszeli znudzeni i wpierdzielali śmierdzący popcorn. Na szczęście w czasie przerwy, zdegustowani opuścili salę i na najlepszym filmie wieczoru zostaliśmy bez tych "uniemilaczy". Jak to bywa z horrorami, część prezentowanego materiału była w moim odczuciu crapem, ale jeżeli ktoś się interesuje tym gatunkiem to musi się z tym stykać. I tak nie podobały mi się "Hellraiser" i "Hello, I Am Legend!" - animacje poklatkowe zrobione za pomocą klocków Lego. Twórcy tego pierwszego mieli po 17 lat, także należą im się gratulacje i brawa, ale mnie osobiście to całe odgrywanie filmów za pomocą Lego bawi jedynie w Lego Star Wars. Poza tym oba nie były przystosowane do kinowego wyświetlania i usłyszeć w nich dialogi to była wielka sztuka. Miniaturki z Fangoria TV: "Meeting at the Cementary" i "Hell's Kitchen" były sympatyczne, ale to 10-sekundówki, także nie ma co się nad tym rozwodzić. Zaprezentowano jeszcze dwie animacje tego samego autora. Świąteczne i makabryczne "The Ornament" oraz przewrotne love story "Hanged". O nich można powiedzieć ciut więcej. Były zabawne, dosadne i co najlepsze - utrzymane w stylistyce "Opowieści z krypty".

Były też trzy produkcje prosto z Japonii: "Chainsaw Maid", "Bloody Date" i "The Bath". We wszystkich laleczki były robione z plasteliny. Dwie pierwsze wyszły spod ręki Takena Nagao i chyba spotkały się z największym odzewem ze strony publiczności, a także w porównaniu z innymi prezentowanymi filmami, z burzą braw. Jak zauważyła moja Kamila nie wybijały się oryginalnością, grały na utartych schematach, ale zombie, flaki w stylu "Martwicy mózgu" oraz mimika plastelinowych postaci jest tym co się ludziom podoba. Zresztą mnie również, bo oba uważam w swoim gatunku za zajebiste. "The Bath" to dzieło jednej osoby i trzeba przyznać, że udane. Katsuya Matsuyama opowiedział o facecie, który ma brać kąpiel, z tym że czuje, że coś jest nie tak. Niepokój i paranoja, dość znamienne dla japońskich horrorów, w plastelinowym wydaniu. Wszystkie trzy shorty to gwarantowana kupa śmiechu.

Na sali było trzech reżyserów, których filmy wyświetlano w czasie pokazu: Brytyjczycy Benjamin Oke i Glenn Taunton oraz Włoch Santiago Calonga. Pierwszy prezentowany film Oke'a "Stalker From the Cornfield" był jednym z niewielu stricte horrorów, z czystą atmosferą grozy. I skłamałbym, gdybym powiedział, że mi się nie podobał. Trochę słabiej wypadło jego "Heavens Rejected - Chapeter 2", którego nie dość że nie zrozumiałem, to jakoś mnie swoim klimatem torture-porn trochę wynudziło. Natomiast filmy Calonga i Tauntona ("Mauricy in Insomnia" i "Haunt") mnie nie zachwyciły - ot takie tam niewyróżniające się krótkometrażówki. "Haunt" też blisko było do czystego horroru, ale położono go w moich oczach kradnąc muzykę od Akiry Yamaoki.

Nie podobały mi się dwa filmy. Czeski "Automat" i jedyny polski przedstawiciel w tym przeglądzie "Anunnaki" (który od strony technicznej wypadał chyba najlepiej, to nie urzekł mnie w żaden sposób historia). Intrygująco natomiast zaczynał się "Sunday" - połączenie filmu aktorskiego i animacji poklatkowej właśnie. Niestety banalne zakończenie zabiło w moich oczach tajemniczy początek, który mógłby się przerodzić w świetny horror. Za to przypadł mi do gustu short, który przyszedł aż z Nowej Zelandii. "Innocence" opowiada o dziewczynce, którą napadają do spółki potwory z szafy i spod łóżka. Takie surrealistyczne monster movie w klimatach Tsukamoto.

Znalazły się w zestawie dwie ekranizacje klasyków: Poego i Lovecrafta. Po cichu liczyłem też na jakiegoś kingowego Dollara, chociażby to rosyjskie "Pole bitwy", ale się nie doczekałem. W sumie ciężko nazwać "Concerning Brow Jenkin" za ekranizację opowiadania "Snów z domu wiedźmy" Loviego. To raczej samo przedstawienie postaci Jenkinsa, który wyglądał zresztą identycznie jak ten z wersji Stuarta Gordona. Muszę przyznać Kamili rację, to całkowicie zmarnowany potencjał jeżeli chodzi o tą postać. Za to turecki "Czarny kot" to już adaptacja pełną gębą - do tego najbardziej klimatyczny horror na tym pokazie.

O najlepszym moim zdaniem filmie z pokazu Scary Puppets napiszę jutro. Za to na pocieszenie możecie obśmiać się przy shorcie Nagao:

30 Day Movie Challenge #25

Day 25
The most hilarious movie you’ve ever seen

"Sprzedawcy" Kevina Smitha. Moja ulubiona komedia. Generalnie przez wiele lat nie cierpiałem komedii i gdy na studiach, jakoś przypadkiem, obejrzałem "Sprzedawców" (tak, tak, to było tak późno) to się uwyłem na tym filmie do łez. Bezbłędne dialogi, które, mam wrażenie, były pisane, żeby zgrać się idealnie z moim poczuciem humoru. Zamiast trailera:

piątek, 24 września 2010

30 Day Movie Challenge #24

Day 24
That one awesome movie idea that still hasn’t been done yet

Jestem olbrzymim fanem pisarstwa Łukasza Orbitowskiego i bardzo chciałbym zobaczyć jakąś zgrabną ekranizację, któregoś z opowiadań ze zbioru "Wigilijne psy". Wybitnie filmowym wydaje mi się "Kacper Kłapacz" (Kiedyś zjeżył mi włosy na głowie wywiad z Grzegorzem Kuczeriszką, bo ten facet miał aspiracje do brania się za bary z tym materiałem. Na szczęście jakoś mu się nie udało i zrobił "Porę mroku"). Ale też "Opowieść taksówkarska" czy "Objawienia" są fajnym materiałem na film. Fajnym pomysłem byłaby też ekranizacja powieści "Horror Show". Adaptacji "Świętego Wrocławia" i "Tracę ciepło" jednak bardzo nie chciałbym zobaczyć. Genialnym pomysłem wydaje mi się wysokobudżetowy serial na podstawie opowiadań i dwóch powieści z serii "Pies i Klecha", którą Orbit pisał z Jarkiem Urbaniukiem. Taki 13 odcinkowy sezon, gdzie głównym wątkiem np. byłoby "Przeciwko wszystkim", a w międzyczasie jakieś "one shoty". Jeżeli kiedyś miałoby powstać polskie "Z archiwum X" to ta seria jest wybitnym materiałem wyjściowym. Później kolejny sezon miałby główny wątek zbudowany wokół "Tancerza" z odcinkiem kręconym w Paryżu i finałem w Turcji. A że Orbitowski już pisze scenariusze ("Hardkor 44" i "Brzydula" [he he]), to w mojej idealnej wizji, mógłby trzymać historię cały czas w swoich rękach. Oczywiście jest to marzenie ściętej głowy. Skoro od lat nie może dojść do ekranizacji mockowskiej prozy Krajewskiego, to pewnie Enki i Gila na szklanym ekranie nie zobaczymy nigdy.

Podsumowując, polskie horrory (filmowe, serialowe, krótkometrażowe) na podstawie prozy Orbita są tym co chciałbym zobaczyć.

czwartek, 23 września 2010

30 Day Movie Challenge #23

Day 23
Favorite animation

Proste, że "Akira". Mógłbym dać coś Disney'a, mają kilka filmów, na których chodziła mi broda, ale "Akira" Katsuhiro Ôtomo to dla mnie skończone arcydzieło. Dostarcza mi przy każdym seansie, a widziałem to anime już pół tuzina razy, większych emocji niż "Król Lew". Właśnie obejrzałem trailer, który wklejam niżej i nabrałem niesamowitej ochoty obejrzeć ten film po raz kolejny. I jeszcze przyznam się do czegoś... jestem fanem angielskiego dubbingu. Pierwszy raz "Akirę" widziałem właśnie po angielsku i chociaż obejrzałem go później dwa razy z oryginalną ścieżką, to jednak jak myślę o tym filmie, to słyszę w głowie dialogi w języku Billy'ego S.

środa, 22 września 2010

30 Day Movie Challenge #22

Day 22
Favorite documentary

Przychodzi mi tylko jeden do głowy, bo "Kulturystów" z gdzie Arnoldem nazwać niestety dokumentem nie można. Zresztą on sam nie chce żeby to tak nazywać. Na tą chwilę tym jedynym jest "Królik po berlińsku". Świetny pomysł i wykonanie. Głos Krystyny Czubówny to balsam dla uszu. No i te króliki... może robię się miękki, ale ich historia... tak właśnie ich... mnie wzruszyła.

wtorek, 21 września 2010

30 Day Movie Challenge #21

Day 21
Favorite action movie

"Aliens" Camerona. Grupka kozackich space marines kontra horda obcych - w każdym ze swoich 100% to moje klimaty.

poniedziałek, 20 września 2010

30 Day Movie Challenge #20

Day 20
Favorite movie from your favorite actor/actress

Jak do tej pory to chyba najtrudniejszy dla mnie punkt. Nie mam ani najbardziej ulubionego aktora, ani najbardziej ulubionej aktorki. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jest sporo takich, których lubię, ze trzy zaczynam lubić nawet bardzo. Ale zaraz! Jest jeden aktor, którego uważam za cholernie utalentowanego i na dodatek lubię go praktycznie w każdej jego roli. Co więcej, widziałem prawie wszystkie filmy z jego udziałem. Więc załóżmy, że to ten ulubiony. To Leonardo DiCaprio, a mój ulubiony film z jego udziałem to kapitalny remake autorstwa Martina Scorsese - "Infiltracja". Oj tak. "Infiltracja" z każdym seansem w moich oczach zyskuje. Zabijcie mnie, ale uważam, że jest lepsza od pierwowzoru, chociaż potrzebowałem trzech seansów aby do tego dojść. A DiCaprio, chociaż to z pewnością nie jest jego najlepsza rola, to i tak nie ma się gościu czego wstydzić. Widać jak jego postacią targają emocje, czuć tą niewdzięczną sytuację w jego drżącym głosie, gestach, mimice. Poza tym ten film ma jedne z najlepszych tekstów jakie można było usłyszeć w filmie, nie będącym filmem Kevina Smitha, ostatnimi laty.

niedziela, 19 września 2010

30 Day Movie Challenge #19

Day 19
Favorite movie based on a book/comic/etc.

Idę na straszną łatwiznę, ale nie mogę nic na to poradzić. Głowiłem się nad ekranizacjami komiksów, ale wszystko biją "Skazani na Shawshank". Nawet nie bardzo mam głowę na motywowanie tego wyboru. Darabont ma łapę do kręcenia najlepszych ekranizacja Kinga, a King jest moim ulubionym pisarzem. Proste.


sobota, 18 września 2010

U mnie w domu sobota to właśnie 'laundry day'

Dzisiaj krótkometrażowa animka, która najpierw spowodowała atak śmiechu, który znowu przerodził się w atak kaszlu, po którym jeszcze mnie boli. Tak, jestem chory, ale powoli wychodzę z tego - pierwszy wieczór bez gorączki. A animacja nosi tytuł "Laundry day".


O rany... mam nadzieję, że jak zamieszkamy razem z Kamilą, to nie znajdę przy okazji prania jakiej odznaki Różowej Wojowniczki z Power Rangers.

Geek's Five #8





Długie, ale mnie rozbraja i nie mogłem się powstrzymać

30 Day Movie Challenge #18

Day 18
A movie that you wish more people would’ve seen

Kiedy rozmowa wchodzi na temat dobrych filmów, to tak od listopada zeszłego roku, rzucam "Zagadką zbrodni". Zazwyczaj ktoś odpowiada mi uśmieszkiem, bo tytuł sugeruje co najwyżej jakiś drugoligowy thriller. A gdy zaczynam rozwijać i pada, że to kino koreańskie pojawia się nie tylko grymas powątpiewania, ale i również niechęci. Nie wiem czemu ludzie są uprzedzeni do skośnookich, szczególnie do Koreańczyków. Gdy mówię, że "Oldboy" albo "Zagadka zbrodni" to kapitalne, a nawet wgniatające w fotel, kino to nikt sam tego nie zweryfikował. Może trochę generalizuję, ale ludzie unikają tych filmów jak ognia. A szkoda. O "Zagadce zbrodni" Joon-ho Bonga pisałem w zeszłym roku. Moje odczucia względem tego filmu się nie zmieniły. I tak jakby na potwierdzenie słuszności tego wyboru... minęło 10 miesięcy i nikt z moich znajomych nawet nie spróbował się z nim zmierzyć (chociaż byłoby to pewnie oczarowanie). To jest kapitalne! Czemu nikt tego nie ogląda!?

piątek, 17 września 2010

O "Pod piracką flagą" na CN

Dzisiaj wczesnym popołudniem na CarpeNoctem ukazała się moja recenzja najnowszej, niestety pośmiertnej, powieści Michaela Crichtona "Pod piracką flagą". Ci, którzy cenią tego pisarza, nie powinni się rozczarować, bo chociaż nie jest to kolejny błyskotliwy technothriller, to książka na pewno wielce udana. Przyjemność z lektury jest na pewno bardzo duża. Podobnie jak w przypadku "Wielkiego skoku na pociąg" i "Zjadaczy umarłych" mamy po części do czynienia z powieścią historyczną... akcji oczywiście. Historia rozgrywa się w 1665 roku na Karaibach i Jamajce. Dobrze odwzorowane realia, ciekawe (chociaż w dużej mierze przewidywalne) zwroty akcji, naturalnie powplatane elemeny techniczne i świetne postaci to bezapelacyjne atuty książki. Crichton nie jest pisarzem, którego pisarstwo lubi się za finezyjny język czy słowotwórstwo. I podoba mi się, że nie silił się właśnie na takie pirackie stylizacje. Więcej o "Pod piracką flagą" dowiecie się z recenzji.

Na dniach pojawiła się również recenzja "Zaułku diabła" Andrew Taylora autorstwa mojej Kamili.

Korzystając z okazji i tego, że: 1.) od jakiegoś czasu występuje w spisie jako redaktor; 2.) jestem jurorem; więc nie mogę brać udziału, poinformuję/przypomnę, że zostały niecałe dwa tygodnie do zakończenia konkursu publicystycznego. Na tą chwilę mogę powiedzieć, że jeżeli przysiądziecie do tekstu to macie naprawdę duże szanse, że wygracie. Więc zachęcam do pisania! Bo i świetne nagrody są świetne. Bezprzewodowe głośniki i bezprzewodowa klawiatura od Logitecha oraz pokaźna ilość książek (w tym też wersje audio) piechotą nie chodzą.

30 Day Movie Challenge #17

Day 17
A movie that disappointed you the most

Chyba nic mnie nie zawiodło tak jak nasza rodzima produkcja - "Wiedźmin". Pamiętam radosny czas wyczekiwania na premierę, łączący się z równie radosnym pochłanianiem siedmioksięgu Sapkowskiego. Do tego dochodziła comiesięczna lektura "Filmu", gdzie częstowano mnie co i rusz zdjęciami Żebrowskiego i kolejnymi raportami z planu. Pamiętam, że premiera wypadała jakoś na moje urodziny, sądziłem że polska kinematografia zrobi mi piękny prezent... a tu TO! Chyba gorszego bubla się nie dało już skręcić. I nie chodzi mi nawet o kiepskie efekty specjalne. Na nie można byłoby przymknąć oko, chociaż ludkowie z MST3K gdyby brali pod lupę filmy fantasy mieliby używanie. Nie chodzi o Zamachowskiego, chociaż z niego dupa nie Jaskier i o Wielkie Ucho Wolszczak, która rozmija się całkowicie z wizją pięknej i zmysłowej Yennefer. Chodzi o denny scenariusz, który nie trzymał się kupy. Chodzi o to że pełen zażenowania musiałem tłumaczyć komuś kto nie czytał książek o co tam chodziło. Chodzi o to, że ludzie przez ten syf zrazili się do najlepszej polskiej fantasy.
Zamiast trailera, którego nawet nie chce mi się szukać daję scenę z Wrocławskim rzucającym czar i Żebrowskim, który machnął dwa razy mieczem. Niestety żal.

czwartek, 16 września 2010

30 Day Movie Challenge #16

Day 16
A movie that you used to love but now hate

Gdy "Spawn" miał w Polsce premierę, skończyłem 12 lat i skłamałbym gdybym napisał, że po pierwszym seansie nie byłem zachwycony. Podobała mi się szczególnie charakteryzacja Leguizamo i efekciarska peleryna, ale i do całej reszty podchodziłem raczej bezkrytycznie. Po prostu szczeniacki zachwyt. Po kilku latach odświeżyłem ten film na VHSie, później jeszcze raz w TV i moje pozytywne odczucia znikły. "Spawn" poza Melindą Clarke, tą wspomnianą charakteryzacją i efektami nie ma do zaoferowania nic fajnego. To tak samo zły film jak "Sędzia Dredd" czy "Batman i Robin". I nie chodzi nawet o historię, ale o to, że wszystko tam jest takie w stylu lat 90tych. Ni to poważnie, ni to na żarty - taka pozbawiona klimatu wydmuszka. Komiks McFarlane'a nie jest dziełem wybitnym, ale jakiś sentyment do niego mam i zwyczajnie nie mogę zdzierżyć tej nieudolnej ekranizacji.

środa, 15 września 2010

30 Day Movie Challenge #15

Day 15
A character who you can relate to the most

Totoro. Szczególnie dzisiaj.
Aaaa. Z "Mój sąsiad Totoro" jakby ktoś nie wiedział. A zamiast trailera najbardziej przegenialna scena z tego anime.

wtorek, 14 września 2010

30 Day Movie Challenge #14

Day 14
A movie that no one would expect you to love

Pewnie nie spodziewacie się, ale uwielbiam "Moulin Rouge!", a trzeba zaznaczyć, że nie jestem miłośnikiem musicali. Jest tylko kilka które lubię - chyba można by je policzyć na palcach jednej ręki. Tyle, że gdybym napisał, że tym filmem jest "Rocky Horror Picture Show" to by nie było zdziwienia. Bo to moje klimaty, a takie "Moulin Rouge!" już nie. A jednak. Zachwycam się na nim i wzruszam. Olśniewa mnie feerią barw i cudownymi scenografiami, smuci historią i pewnymi aranżacjami. Cudowny film, cudowna muzyka, cudowne piosenki.


poniedziałek, 13 września 2010

30 Day Movie Challenge #13

Day 13
A movie that is a guilty pleasure

Oj takich filmów jest sporo, ale pierwszym, który przychodzi mi na myśl jest "Night of the Scarecrow", znany jako "Strach na wróble" Jeffa Burra. Film dziwnym zrządzeniem losu wylądował w moich rękach. Pani z wypożyczalni, która mi go sprzedawała upierała się, że to na podstawie Kinga, a że wtedy jeszcze nie było Internetu i nie miałem jak sprawdzić to nabyłem. I jest cały czas ze mną, pewnie już z 10 lat. Był katowany przez lata liceum praktyczni na każdej imprezie. Raz odezwał się ktoś, kto chciał go odkupić za niezłe pieniądze, ale podziękowałem. "Strach na wróble": orgia campu, prawdziwy, fachowo nakręcony horror klasy B, którego nie da się nie kochać.

niedziela, 12 września 2010

30 Day Movie Challenge #12

Day 12
A movie that you hate

"Pora mroku". Nienawidzę. Nie tylko dlatego, że film jest słabą próbą naśladownictwa "Hostelu". Nie dlatego, że całkowicie brak tam logiki, nawet takiej slasherowej, co uderza mnie, fana horroru, podwójnie. Nie dlatego, że poziomem scenariusza przewyższają go wszelkie półamatorskie horroro-erotyki z lat 70tych i współczesne fanowskie zombie flicks. Nienawidzę dlatego, że po latach posuchy w temacie, nieśmiałych próbach i zabawach z kinem psychologicznym (w przypadku "Hieny" [którą niesłusznie tak kiepsko oceniają]) i kinem klasy B (w przypadku "Legendy") mieliśmy szanse wyciągnąć ten gatunek z polskiego grajdołu zapomnienia. I spieprzono szansę. Na dobry polski horror przyjdzie nam nie wiem ile czekać. Ale mam nadzieję, że doczekam... nienawidząc "Pory mroku".

sobota, 11 września 2010

30 Day Movie Challenge #11

Day 11
A movie that changed your opinion about something

"Rękopis znaleziony w Saragossie", bo w pewnym momencie, pełen głupiej pychy, byłem pewien, że w polskiej kinematografii nie ma już przede mną nic ciekawego, a tu nagle obejrzałem film Hasa i zajebiste polskie filmy zaczęły się pojawiać się jak grzyby po deszczu. Otworzył mi oczy i na starocie, i na nowości. Tym którzy nie widzieli tego arcydzieła chyba nie muszę mówić, ale powiem... musicie nadrobić! Trailera nie znalazłem, za to daję fragment z wydekoltowaną Beatą Tyszkiewicz.

piątek, 10 września 2010

30 Day Movie Challenge #10

Day 10
Favorite classic movie

Miałem to szczęście i obejrzałem ten film w tym roku. Mogłem przecież w swojej głupocie w ogóle po niego nie sięgnąć. Od pierwszych scen mnie zahipnotyzował. Moje pierwsze spotkanie z Kurosawą i od razu taki strzał w dziesiątkę. "Rashômon" to po prostu GENIALNY film. Chyba nigdzie indziej nie pokazano zwykłego spaceru po lesie w tak emocjonujący sposób. A przecież to dopiero pierwsza scena i później jest tylko intensywniej! To jak prowadzono narrację to istny majstersztyk. Od paru miesięcy mam w pamięci te genialnie wykreowane postaci, fenomenalną grę aktorską i dające do myślenia finałowe sceny pod bramą. Prawdziwe arcydzieło!


czwartek, 9 września 2010

30 Day Movie Challenge #9

Day 9
A movie with the best soundtrack

"Donnie Darko". Bardzo dobre kompozycje Michaela Andrewsa i do tego kapitalnie dobrane kawałki. Właśnie to drugie spowodowało, że wybrałem tak, a nie inaczej. Nie jest to może najczęściej słuchany przeze mnie soundtrack, ale z pewnością uwielbiam do niego wracać. Zamiast trailera fragment filmu. Miałem dać "Mad World", ale to byłoby zbyt banalne. Także Tears fo Fears i ich "Head Over Heels" - użyty do fajnej sceny "oprowadzenia widza" po szkole. Widać sporą część obsady. Na koniec kilka minut z rudą Drew Barrymore.

środa, 8 września 2010

Geek's Five #7 - Who you gonna call?

Znajomi z Plurka wiedzą to od dawna, teraz wiecie także wy, mam... delikatnie mówiąc, jebca na punkcie "Pogromców duchów". Ray, Peter, Egon, Winston, Louis i oczywiście Slimer to bohaterowie mojego dzieciństwa i jestem wniebowzięty, że Internet kocha ich wszystkich taką samą miłością. Wszelkiego rodzaju hołdów jest masa, na te trafiłem ostatnimi czasy:





Wytężanie mięśnia geekowego

Kliknij, by obejrzeć w pełnym rozmiarze.

Nie mam pojęcia kto jest autorem tego obrazka (trafiłem na niego na jakimś tumblerze), ale sprawdźcie koniecznie kogo ten ktoś tam narysował! Kaneda i Tetsuo z "Akiry", Honda ze "Street Fightera", Psycho Mantis z "Metal Gear Solid", postaci ze studia Ghibli, gier Capcomu, komiksów, anime i cholera wie czego jeszcze. Świetna rzecz do cieszenia oczu i jednocześnie przednia zabawa w odgadywanie tożsamości tych wszystkich postaci. A jak już się ktoś tym znudzi to może pobawić się w liczenie białych "duszków" Ghibli, takich jak ten który zaprowadził Mei do Totoro.

30 Day Movie Challenge #8

Day 8
A movie that you’ve seen countless times

Najczęściej oglądanym przeze mnie filmem jest... akurat mój ulubiony, ale on będzie na miejscu 30, więc dam ten, który prawdopodobnie jest na miejscu drugim. Dzieciństwo upłynęło mi na oglądaniu filmów z Arnoldem Schwarzeneggerem. Wracałem popołudniu z podstawówki i włączałem, któryś z jego filmów. Rysowałem przy nich, bawiłem się, odrabiałem lekcje. Chyba najczęściej włączanym był "Terminator 2: Dzień sądu" - prawdopodobnie najlepszy film z Arnoldem i prawdopodobnie najlepszy sequel... wszech czasów! I udało mi się znaleźć trailer, który nie zdradzał, który z terminatorów jest zły, a który dobry - właśnie w nim pierwszy raz zobaczyłem T800 i T1000!

wtorek, 7 września 2010

30 Day Movie Challenge #7

Day 7
The most surprising plot twist or ending

Nie wiem czy ten twist był najbardziej niespodziewany ze wszystkich jakie w życiu widziałem, ale z pewnością jest najbardziej niezapomniany i najbardziej mną ruszył. I to podwójnie! Bo pierwszy wstrząs przeżyłem, gdy zdradzono, co zdradzono i drugi, w końcówce, gdy Dae-Su postanawia zrobić to co robi. Chodzi oczywiście o "Oldboya" Chan-wook Parka, film który przez bardzo długi czas siedział mi w głowie i który co jakiś czas odbieram na nowo i inaczej. Zawsze zagra na innych strunach. Uważam go za jeden z najlepszych filmów jakie widziałem w życiu (pewnie gdybym robił takie zestawienie to byłby w pierwszej dziesiątce) i w dużej mierze to że lubię kino azjatyckie zawdzięczam "Oldboyowi". Kto nie oglądał ten trąba. Niech koniecznie nadrabia!

poniedziałek, 6 września 2010

30 Day Movie Challenge #6

Day 6
Favorite made for TV movie

Chciałem dać coś Kinga, ale tutaj musiałbym trochę nagiąć zasady, bo jednak te dobre produkcje telewizyjne, z jego nazwiskiem przy tytule, to miniseriale. Myślałem, myślałem i mam: "Kobieta w czerni"! Klimatyczny, niepokojący i w pewnych momentach bardzo straszny horror kostiumowy brytyjskiej produkcji. Świetnie odwzorowany początek XX wieku, kapitalnie oddany klimat osamotnienia i izolacji. Jeden z lepszych horrorów, o których nie mieliście pojęcia (no chyba, że czytacie bloga Guru).


niedziela, 5 września 2010

30 Day Movie Challenge #5

Day 5
Favorite love story in a movie

Nie przepadam za takimi fabułami. Serio. Dałbym "Źródło", ale nie chcę się powtarzać, więc myślę, myślę i wymyśliłem. "Odlot", a konkretnie pierwsze, wzruszające 20 minut. Chyba jeszcze mi na żadnej animacji łzy nie pociekły tak szybko. Piękna historia miłości. Uczucia, które trwa mimo odejścia bliskiej osoby i popycha staruszka do przeżycia przygody życia.

sobota, 4 września 2010

30 Day Movie Challenge #4

Day 4
A movie that makes you sad

"Źródło" Aronofsky'ego. Nie ma drugiego filmu, który wyciskałby ze mnie tyle emocji i permanentnie smucił. Po pierwszym seansie przez kilka dni nie mogłem się otrząsnąć. Mogę śmiało powiedzieć, że również jeden z najpiękniejszych filmów jakie w życiu widziałem i nie sądzę, aby to się zmieniło.


piątek, 3 września 2010

30 Day Movie Challenge #3

Day 3
A movie that makes you really happy

Tutaj wychodzi moje chore poczucie humoru, bo w tej kategorii walczyły "Armia ciemności", "Wysyp żywych trupów" i "Krwawa uczta" (o której pisałem przy okazji halloweenowego zestawienia swoich ulubionych strasznych filmów). I wychodzi na to, że właśnie ta ostatnia mnie uszczęśliwia naprawdę mocno. Ten film jest arcyzabawny dla wszystkich, którzy wiedzą, że flaki i wiadra posoki doprawione wulgaryzmami są czymś na czym można się dobrze bawić. Oglądałem "Krwawą ucztę" już kilka razy i zawsze kulam ze śmiechu. I samo myślenie robi mi dobrze.


czwartek, 2 września 2010

Geek's Five #6





30 Day Movie Challenge #2

Day 2
The most underrated movie

Filmów, które polecałem znajomym i które nie spotykały się z pozytywną opinią jest cała masa. Mógłbym zrobić całe Movie Challenge tylko o takich produkcjach. Jednym, który wiele moich znajomych szybko skreśliło, który nawet wśród ludzi pasjonujących się horrorami nie zdobył uznania, jest "Dziewiąta sesja" Brada Andersona, faceta dawniej nazywanego przyszłością horroru - przyszłością co się jednak z tym gatunkiem raczej rozminęła. "Dziewiąta sesja", film mroczny, nastrojowy, o dusznym klimacie. Jeden z niewielu thrillerów/horrorów dziejący się w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Wiadomo, że jest to jedno z najmroczniejszych scenerii do jakich można wysłać człowieka. Ciekawie zrealizowany, kameralny obraz, który powoduje, że włosy stają dęba.

środa, 1 września 2010

30 Day Movie Challenge #1

Day 1
The best movie you saw during the last year

Ale co? Tylko tych z 2009? Tych co widziałem w kinie? Umówmy się, że nie.

Najlepszym filmem, który obejrzałem w zeszłym roku jest bezapelacyjnie "Obywatel Kane" Orsona Wellesa. Cholernie świeży i nowatorski, nawet jak na obecne czasy, inteligentny, kapitalnie zagrany, z historią i postaciami, które wyryły mi się w pamięci tak mocno, że chyba do końca życia ich nie zapomnę. Każda scena, każdy dialog to po prostu perełka, a ostatnią scenę powinien kojarzyć każdy kinoman. Nie wiem jak bardzo "Obywatel Kane" odcisnął na kinematografii piętno, ale jest jednym z niepowtarzalnych i nie dających się podrobić arcydzieł. Skandal, że Akademia nie przyznała mu Oscara. Jednym z najlepszych, najciekawszych i najbardziej magicznych filmów jakie w życiu widziałem. I co ciekawe, 17 września wchodzi do kin. Jeżeli będą go grać w pabianickim to z pewnością zabiorę na seans Kamilę i obejrzę z przyjemnością. Jeżeli go jeszcze nie widzieliście, poszukajcie kina, które będzie go wyświetlać. Zaręczam Wam, warto!

Nawet trailer Welles zrobił inaczej.

30 Day Movie Challenge - Prolog

Powoli flcl zaczyna wyglądać tak jak na początku chciałem żeby wyglądało. Ale nie okłamuję się. Nie uda mi się na długo utrzymać takiej częstotliwości ukazywania się notek. Już kosztem flcl zaniedbuję piwny blog (ale po prawdzie i piwa teraz mniej piję) . Na razie będę się z całych sił starać.


Ale przejdę do meritum. Gonzo w połowie sierpnia zaczął na Facebooku trzydziestodniowy "movie challenge" i muszę przyznać, że sam pomysł bardzo mi się spodobał. Z tym, że kurde robienie czegokolwiek na fb mi specjalnie nie leży, bo to przepada równie szybko jak na niedawno wspominanym plurku. A po co cokolwiek tam pisać, skoro następnego dnia wszyscy, łącznie z autorem mają to w dupie i w życiu się do tego nie cofną? Także codziennie, przez najbliższe 30 dni, spodziewajcie się 30 krótkich, filmowych postów.