poniedziałek, 26 listopada 2007

Gotować każdy może?

Podobno tak, a przynajmniej tak brzmi przesłanie filmu o którym piszę. Jeżeli jednak chodzi o bajkę o gotowaniu, a taką jest "Ratatuj" ("Ratatouille"), to jednak nie każdy potrafi stworzyć coś w stu procentach strawnego i smacznego w dodatku. Pixar próbował się zmierzyć z tematem i trochę rozczarował. I to już nie pierwszy raz.

Opowieść o szczurzym mistrzu kuchni i jego niedojdowatym ludzkim pomocniku okazała się fajerwerkiem jeżeli chodzi o animację. Świetnie zrobione, "żyjące" lokacje. Efekty na najwyższym poziomie – mnie np. szczególnie zapadły w pamięć wizualizacje zapachów, które samym swoim pomysłem zasługują na brawa, a za ich wykonanie to już owacja na stojąco. Sceny gotowania autentycznie powodowały burczenie w brzuchu, a od tych wszystkich komputerowo wygenerowanych składników, którymi napełniona była restauracyjna chłodnia napływała do ust ślinka. Ludzkie postaci bez rewelacji. Standardy Pixara, które można było poznać w kilku poprzednich produkcjach. Za to szczury były zrobione rewelacyjnie. Widać było każdy włosek, a perfekcyjnie odwzorowane ruchy spowodowały u mnie, osobie która nienawidzi tych gryzoni, że niejednokrotnie przy scenach z całym ich gniazdem, pełnym okropnych różowych ogonów, przechodziły mnie dreszcze.
Scenariuszowo "Ratatuj" to średniak, w tych dolnych granicach. Przewidywalny i w pewnych momentach dłużący się niemiłosiernie. Na dodatek humor kulał. Może oczekiwania były zbyt wysokie? A może po prostu najnowsza produkcja Pixara była skierowana głównie do młodszej widowni, którą bawią głupawe miny i durnowaty, ludzki, główny bohater? Brakowało mi tych smaczków, które były takim mrugnięciem oka do dorosłego widza. Polski dubbing mimo iż jak zawsze dobry, to do wybitnych nie należy. Lata świetlne mu do tego z pierwszej "Epoki lodowcowej" i "Shreka". Wyróżnia się na pewno Tomasz Karolak jako z lekka opóźniony szczurzy brat, ale reszta jest przeciętna, a Zamachowski powoli staje się niestrawny.
Jeżeli porównałbym "Ratatuj" do posiłku to przychodzi mi na myśl wykwintnie wyglądający obiad, który okazuje się troszkę niedogotowany, gdzieś przypalony i zrobiony częściowo z nieświeżych składników, a na dodatek ciut za długo trzeba siedzieć przy stole.


Dużo lepsze wrażenie zostawiło jednak "Nie przeszkadzać" ("Lifted"). Najnowsza, graficznie poprawna krótkometrażówka studia okazała się dużo bardziej śmieszna niż film przed którym była wyświetlana. Pomyłki zielonego ludzika wywoływały na sali salwy śmiechu.

Jakiś czas temu Imperial się postarał i wydał wszystkie filmy krótkometrażowe Pixara na DVD. Jedenaście filmów od samych początków ich działalności do tego ostatniego. I właśnie chyba wkrótce napiszę kilka słów o PIXAR shorts.

czwartek, 1 listopada 2007

"Długie Halloween" na Halloween

Duet: Jeph Loeb i Tim Sale poznałem w roku 1999 za sprawą "Batman Halloween" wydanego przez TM-Semic. Historia mocno inspirowana "Alicją w Krainie Czarów" i "Opowieścią wigilijną" mnie nie oczarowała. Musiało minąć osiem lat żebym po raz kolejny sięgnął po jakieś dzieło duetu. Padło na "The Long Halloween" i jak się okazało był to wybór jak najbardziej trafny.

"The Long Halloween" to 13 odcinkowa mini-seria mocno osadzona w klimatach kryminałów noir i filmów gangsterskich (takich jak chociażby "Ojciec chrzestny"). jest to kontynuacja wątku rodziny Carmine’a Rzymianina Falcone’a, który zapoczątkował Frank Miller w swoim "Roku pierwszym" (o którym pisałem kilkanaście dni wcześniej) i dzieje się kilka miesięcy po wydarzeniach tam przedstawionych.

Batman, komisarz policji Jim Gordon i prokurator Harvey Dent, trzej sprawiedliwi Gotham chcą pogrążyć Rzymianina. Doprowadzić gangstera przed oblicze sprawiedliwości i skazać. Składają na dachu komisariatu policji przyrzeczenie, że zrobią wszystko co będzie koniecznie, aby Falcone trafił za kratki. Jednak nie są jedynymi, którzy wypowiadają wojnę mafijnej rodzinie. W Halloween zostaje zamordowany siostrzeniec Carmine’a. Pozostawiona na miejscu zbrodni broń nie daje się zidentyfikować. Zagadką też jest znajdująca się tam dynia. Kilkanaście dni później, w Święto Dziękczynienia giną kolejni ludzie współpracujący z Falconem. Morderca po raz kolejny zostawia broń i swoją wizytówkę, prasa nazywa go Holiday’em – mordercą zabijającym jedynie w święta.

Intryga związana postacią Świątecznego Mordercy jest odpowiednio skomplikowana. Loeb może i daje sporo wskazówek co do jego tożsamości, ale zostawia też kilka fałszywych tropów, tak by w ostatecznym rozrachunku czytelnik został zaskoczony. Holiday i rodzina Falcone nie są jednak jedynymi przeciwnikami Batmana. Na scenie już na samym początku pojawia się Catwoman, która ma jakieś niejasne porachunki z gangsterami i kierowana tymi niezrozumiałymi motywami raz przeszkadza, a zaraz staje się towarzyszką w walce. Jest też największy z adwersarzy Batmana - Joker. Jego pobudki są jak zawsze egoistyczne, nie podoba mu się zwyczajnie nowy psychopata w mieście i postanawia w Nowy Rok uśmiercić większość mieszkańców Gotham (a nuż będzie w tłumie odliczającym do godziny dwunastej). Rzymianin wynajmuje do pomocy Poison Ivy, Stracha na Wróble i Szalonego Kapelusznika, a także Riddlera, który próbując ustalić tożsamość świątecznego mordercy o mało sam nie zostaje jego ofiarą.

Mamy, więc wątek superbohaterski i kryminalny w bardzo zrównoważonych proporcjach, a do tego świetnie nakreślone tło obyczajowe i relacje między bohaterami. Obsesja jaką się jest szukanie haka na Falcone’a i złapanie Holidaya staje się przyczyną problemów domowych Gordona i Denta. Szczególnie małżeństwo prokuratora przeżywa kryzys. Popadający w obłęd Harvey, by popchnąć sprawę do przodu łapie się wszelkich możliwych sposobów (doszukuje się chociażby powiązań Bruce’a Wayne’a z mafią). W końcu pojawia się przełom, jest ktoś kto chce zeznawać przeciwko Rzymianiowi. Dent na sali sądowej zostaje oblany kwasem przez Sala Maroniego - faceta, który decyduje się pogrążyć Carmine’a. Ludzie zebrani na rozprawie są świadkami narodzin nowego człowieka, który porzuci dotychczasowe życie i przyjmie imię Two Face. "The Long Halloween" to w dużym stopniu komiks poświęcony właśnie Dentowi. Konsekwencją jego uporu i niezmordowanej postawie w walce z mafią są właśnie narodziny Two Face’a. Z oddanego sprawie, zaciętego i praworządnego prokuratora rodzi się facet, który wszystkie decyzje podejmuje za sprawą rzutu monetą i dla którego ludzkie życie jest warte właśnie tyle co ten rzut. Jest to w zasadzie pierwszy przeczytany przeze mnie komiks, w którym poświęcono tyle miejsca temu bohaterowi. Muszę przyznać, że nigdy specjalną sympatią go nie darzyłem i teraz to się zmieniło.

Tak jak scenariusz Loeba jest świetny – odpowiednio skomplikowany i rozbudowany, tak jest również z rysunkami Sale’a. Są szczegółowe i odpowiednio klimatyczne. Dobre kadrowanie i świetne dwustronicowe ilustracje. Dzięki kolorom Gregory’ego Wrighta (na których niedostatek nie można narzekać) Gotham nabiera wyrazu, a zdarzające się panele tylko w czerni, bieli i czerwieni dodają specyficznego nastroju, który znany jest miłośnikom czarnych kryminałów. Te 370 stron to świetna i bardzo przyjemna dla oczu lektura. Może i nie zapisała się w popkulturze jak "Powrót Mrocznego Rycerza" czy "Batman Rok Pierwszy", ale z pewnością jest warta uwagi.

Polecam!

"The Long Halloween" na BatCave.